Z Agnieszką Pilarczyk właścicielką Agencji Modelek HOOK, agentką modelek NEW STAGE Model Management, autorką bloga BE A MODEL o kulisach pracy modelek rozmawiała Mariola Długaszek.
MD: Chciałaś być kiedyś modelką?
AP: Jak byłam nastolatką to tak! Myślę, że wiele dziewczyn o tym marzy. Tyle tylko, że ja wiedziałam, że z racji mojego wzrostu (ile cm? 162 cm) jest to po prostu niemożliwe.
Co Cię najbardziej pociągało w modelingu?
Kolorowy świat mody. Pokazy, projektanci, podróżowanie po świecie… To robiło na mnie największe wrażenie. Wtedy znałam ten świat tylko z opowiadań i telewizji.
Dla kogo jest praca w modelingu?
To jeszcze były czasy kiedy nasza Polska rzeczywistość modowa nie była taka barwna. Zachłystywaliśmy się wręcz magią Zachodu. Kolorami, markami, zapachami… To dla młodej dziewczyny w latach dziewięćdziesiątych był świat wręcz nierealny.Kiedy byłam nastolatką, mody jako takiej w Polsce praktycznie nie było. Grażyna Hase, Barbara Hoff, Jerzy Antkowik i tyle. Natomiast docierały już do nas materiały ze świata. Relacje z pokazów mody i to było na pewno bardzo pociągające.
Jaki według ciebie jest ideał pięknej kobiety?
Teraz z perspektywy mojego wieku, doświadczenia pracy z modelkami bardzo sobie cenię klasyczne typy urody, czyli takie, które są piękne zawsze. Zwracam uwagę na mały nos, duże oczy, zaznaczone kości policzkowe, ładnie wykrojone usta, czyli osoby, które zawsze się podobają. Klasyka po prostu.
Czy to nie jest tak, że właśnie teraz ta klasyka jest na topie. Naturalność, nawet do tego stopnia, że atutem stają się drobne „niedoskonałości” typu piegi. Make-up no make-up. Ma być widoczna właśnie twarz kobiety, a nie maska jaką może być makijaż.
To prawda. Wraca znowu moda promowana w latach 90-tych na klasyczny typ urody. Chętniej niż kiedyś pokazuje się niedoskonałości. Retusz zdjęć jest coraz mniejszy. Ale to nie znaczy, że zupełnie go nie ma.
Praca w modelingu. Co uznawane jest za sukces w branży?
Największy sukces jaki odniosła modelka z twojej Agencji?Myślę, że dla niejednej modelki był to udział w największych, najbardziej prestiżowych pokazach mody na fashion weeku w Nowym Jorku, Paryżu, Mediolanie czy Londynie, kiedy pracowały dla Karla Lagerfelda projektanta domu mody Chanel, Calvina Kleina, Christina Diora, Valentino, Dolce&Gabbana czy Elie Saab. Moje modelki brały udział również w światowych kampaniach Valentino, Jill Stewart czy Very Wang. Ich zdjęcia pojawiały się w najważniejszych światowych magazynach mody. Jest to wyznacznik najwyższego poziomu. Udział w takich projektach sprawia, że dziewczyna zaczyna być traktowana jak top modelka. Moje modelki współpracują rówież z polskimi markami i magazynami. Warto śledzieć Alicję Tubilewicz czy Jay Jankowską, które z każdym rokiem osiągają kolejne sukcesy.
Prowadzisz blog o kulisach pracy w modelingu. Z jakimi problemami borykają się na starcie kandydatki na modelki zanim trafią na okładkę „Vogue” czy na najbardziej prestiżowe pokazy na świecie?
Mam wrażenie, że współczesne nastolatki chciałby osiągnąć sukces szybko i bez żadnego wysiłku. Oczekują, że po podpisaniu umowy z agencją modelek nagle wszystko „wydarzy się jakoś samo” . Często dużo czasu zabiera im zrozumienie, że wymaga to systematycznej pracy. Żeby mieć odpowiednie wymiary i kondycję, trzeba się zdrowo odżywiać i regularnie ćwiczyć. To nie jest kwestia tygodnia, czy dwóch. Modelka musi prowadzić aktywny i zdrowy styl życia. Nie rozumieją też, że bycie modelką, czy już top modelką, to ciągła rezygnacja z wielu rzeczy. Wszystko ma swoją cenę. Moje dziewczyny, kiedy osiągały ogromne sukcesy, będąc jeszcze uczennicami szkół średnich, opuszczały dużo zajęć i nie miały w szkole taryfy ulgowej. Musiały nadrabiać opuszczony materiał i być na bieżąco z resztą klasy. To wymaga wysiłku i rezygnacji z przyjemności. No ale jeśli chce się robić fashion week to jednocześnie nie można siedzieć w szkolnej ławce. Błędem jest myślenie, że jak się ma warunki do bycia modelką, to reszta przychodzi łatwo i przyjemnie. A tak niestety myśli bardzo wiele dziewczyn, którym marzy się wielka kariera modelki.
Prywatnie jestem mamą, tak piszesz o sobie na blogu. Tylko?
Tak! Tylko.
Czyli trzy czwarte twojego życia to praca. Nie masz poza pracą innych pasji, zainteresowań…
Mam jeszcze psa – Maltańczyka (śmiech). W tej chwili moją pasją jest prowadzenie bloga. Bardzo dużo czasu poświęcam też na zdobywanie nowych umiejętności i wiedzy. Już dawno nie poświęcałam tyle czasu na uczenie się nowych rzeczy. Pracując w branży mody muszę być na bieżąco jeśli chodzi o media społecznościowe. Mniej więcej od roku nauka pochłania cały mój wolny czas: konferencje, szkolenia, warsztaty z social mediów. Daje mi to ogromną satysfakcję. Jeśli mam kilka chwil dla siebie to lubię dobre kino, teatr, koncerty… Natomiast nie da się ukryć, że większość mojego czasu zajmuje praca, nauka i oczywiście moja Michaśka.
Jakie były początki? Od czego zaczynałaś budowanie swojego biznesu.
Na początku zajmowałam się organizacją wyborów Miss Wielkopolski i półfinałów tego konkursu. Organizowałam pokazy mody. Obsługiwałam targi. Nie miało to wiele wspólnego z moją obecną pracą. Pamiętajmy, że gdy zaczynałam prowadzić agencję nie było internetu, wyszukiwarki Google. Nie wiedziałam z jakimi agencjami na świecie warto współpracować. Miałam faks i telefon. Wiedza na temat tego, które światowe agencje modelek są najlepsze była ograniczona. Dzięki współpracy z konkursem Miss Polski poznałam Jolę Bernard, Polkę, która była scouterką, mieszkającą w Paryżu. To Jola powiedziała mi kogo szukają agencje modelek w Paryżu, przyjechała na pierwszy casting i w ten oto sposób otworzyły się drzwi do prawdziwego świata mody. Dzięki współpracy z Jolą, zaczęłam wysyłać modelki do paryskich agencji. Sama jeździłam do Paryża żeby spotykać ludzi z branży. Moje modelki świetnie sobie radziły na bardzo trudnym paryskim rynku. Tam spotykały scouterów z całego świata. Dzięki temu o agencji HOOK dowiadywały się agencje z różnych rynków, które zaczęły się do mnie odzywać. Rozwój agencji nabierał tempa. Agencje, które miały okazję ze mną pracować, rekomendowały mnie kolejnym agencjom i w ten sposób krok po kroku budowałam sobie kontakty z najlepszymi agencjami na całym świecie. Z Jolą do dziś się przyjaźnimy.
Liceum w Jarocinie, początki pracy w „Gazecie Jarocińskiej”, studia na filologii rosyjskiej, podyplomowe zarządzanie, Poznań, Warszawa… co na tej drodze było dla ciebie najtrudniejsze?
Trudny był sam wybór drogi, którą chcę w życiu iść. Znalezienie tego, co chcę naprawdę robić. Po maturze nie miałam zielonego pojęcia. Choć skończyłam filologię rosyjską to nie przepracowałam ani jednego dnia wykorzystując te studia. Dziś wydaje mi się, że tamte czasy nie pozwalały na dokonywanie świadomych wyborów dotyczących choćby studiów. Mam wrażenie, że wtedy było inaczej niż teraz. Myślę, że właśnie dla mnie to był trudny moment, bo nie wiedziałam czym chciałabym się w życiu zajmować.
Przygoda z organizowaniem imprez z Gazetą Jarocińską wpłynęła na wybór drogi?
Tak! Z pewnością fakt, że miałam możliwość w Gazecie Jarocińskiej organizować konkurs Dziewczyna Roku miał ogromny wpływ na moją zawodową drogę. Dzięki temu, że Piotr Piotrowicz pozwolił mi i Iwonie Kasprzak organizować konkurs i właściwie dał nam wolną rękę, jest dla mnie z perspektywy czasu niesamowite. Proszę sobie wyobrazić, że facet, który prowadzi duży biznes puszcza dwie młode dziewczyny i mówi: To róbcie. Po czym wychodzi z tego niesamowita gala finału Dziewczyny Roku. I choć później miałam okazję organizować Miss Wielkopolski i pracować przy półfinałach i ogólnopolskich finałach Miss Polski, to i tak największy sentyment i najlepsze wspomnienia mam z Jarocina.
Doświadczenie, które zdobyłam w „Gazecie Jarocińskiej” pracując przy tworzeniu Dziewczyny Roku na pewno pokazało mi, że, że chciałabym robić tego typu wydarzenia. Przy organizacji Dziewczyny Roku poznałam mojego późniejszego wspólnika, który współpracował z konkursem Miss Polski. Ten kontakt zaowocował otwarciem wspólnej agencji . Myślę, że gdybym nie trafiła na praktyki do Gazety Jarocińskiej i nie dostałabym możliwości organizowania konkursu dla dziewczyn z takim rozmachem, z pewnością moja kariera potoczyłaby się inaczej.
Modeling jako biznes. Co jest najtrudniejsze?
Chyba to, że nie do końca na wszystko mam wpływ. Moje doświadczenie czy wiedza na temat rynku mody na całym świecie to jedno, a znalezienie modelki, która ma potencjał na osiągnięcie światowego sukcesu i jej gotowość na osiągnięcie tego sukcesu to drugie. Zdarza mi się nawiązać współpracę z modelką, która spełnia wszystkie wymagania Ale brakuje jej cierpliwości, wytrwałości w dążeniu do celu, przekonania, że jest w stanie osiągnąć sukces. Czasem na drodze staje chłopak, czasem inne pasje. Takie momenty są frustrujące. Jednak prowadzę agencję od 21 lat i jest dobrze! (śmiech). Zawsze miałam i nadal mam ochotę to robić.
Cieszysz się opinią osoby bardzo pracowitej, poukładanej. Jeśli się Tobie coś zleca, to nie trzeba sprawdzać, kontrolować tylko na końcu bić brawo. Prywatnie w domu też wszystko jest tak „pod linijkę” zrobione?
Nie! Prywatnie staram się dać sobie więcej luzu. W pracy jestem na 100% . Żartuję sobie, że na początku mojej kariery miałam dużo klientów z Niemiec, którzy z „zegarkiem” przychodzili na eventy, które organizowałam. Jak wybijała godzina to pokaz musiał startować. Niemiecka szkoła porządku ustawiła mnie na początku mojej kariery. Prywatne nie jestem pedantką. Odreagowujętotalnym luzem.
Czy to prawda, że nie przywiązujesz specjalnej uwagi do swojego stroju. T-shirt i jeansy to podstawa. Ta wielka moda nie zakrada się do twojej szafy. Lubisz się ubierać „na czarno” a jedynie szpilki są tą ekstrawagancją, na którą sobie pozwalasz.
Rzeczywiście. Jak byłam młodsza, kiedy zaczęłam prowadzić agencję to się tak strasznie przejmowałam rolą. Bo pani z agencji modelek… Wtedy rzeczywiście dużo inwestowałam w ubrania, buty, torebki… było to dla mnie bardzo ważne. Natomiast z racji tego, że podróżując służbowo po świecie miałam okazję spotykać ludzi z branży, którzy generalnie chodzą w jeansach i T-shirtach, przestałam się tak bardzo skupiać na ubraniach.
Bookerze największych agencji często nie noszą „wielkich marek”. Sama od dawna mam bardzo zdystansowany stosunek do ubrań. Coraz rzadziej chodzę w butach na obcasie, stawiam bardziej na wygodę. Jeśli mam jakieś wyjście oficjalne to rzeczywiście ubieram się „na czarno”, bo to uniwersalny kolor. Jednak nie przykładam do tego większej wagi. Staram się nie dokupować nowych rzeczy jeżeli mam jeszcze w czym chodzić i nie wynika to z tego, że mi się nie chce. Uważam, że nie potrzebuję kolejnych ubrań skoro szafa jest pełna. I chociaż z zawodowego obowiązku oglądam zdjęcia z fashion weeków, zapowiadających trendy na nadchodzące sezony, nie wiem co jest teraz modne, choć ludzie często mnie o to pytają. Nie ma to dla mnie w tej chwili znaczenia. Mój must have to latem białe T-shirty i jeansy, a jesienią zestaw koszul.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.