Czy w Waszym domu jest puste nakrycie na wigilijnym stole? Zostawiacie je, zgodnie z tradycją, dla tego, kto niespodziewanie zapuka, bo nie ma gdzie spędzić tego wieczoru? A gdyby tak Wasz dom odwiedził nieznajomy, prosząc o gościnę w tym wyjątkowym dniu? Taka sytuacja spotkała Panią Teresę — naszą Czytelniczkę, której do dziś towarzyszą wyrzuty sumienia związane z ubiegłorocznym wieczorem wigilijnym. O tym, co wydarzyło się dokładnie tego dnia, pani Teresa opisuje w przesłanym do naszej redakcji liście.
Wigilię wspólnie z mężem od dobrych kilku już lat spędzamy zazwyczaj u syna — z jego żoną i dziećmi. Bardzo lubimy tam jeździć, mile wspominam te wszystkie dotychczasowe święta spędzone w ich towarzystwie. Szczególnie dużo radości przynosi mi widok radosnych i uśmiechniętych wnuków, gdy ci otwierają prezenty znajdujące się dla nich po choinką. W ubiegłym roku syn z rodziną postanowił po raz pierwszy w życiu wyjechać i spędzić Święta Bożego Narodzenia za granicą. Nie mieliśmy nic przeciwko temu, są młodzi, niech korzystają z życia. Zresztą nasi wnuczkowie tak cieszyli się na ten wyjazd - opisuje pani Teresa.
W dalszej części listu pisze.
Po rozmowie z mężem podjęliśmy więc wspólnie decyzję o tym, że Wigilię spędzimy w naszym domu tylko we dwoje. Z racji tego, że co roku tego dnia wyjeżdżaliśmy dla nas będzie to też pewna nowość. Pamiętam doskonale ten dzień, mąż rano był jeszcze w sklepie kupić kilka potrzebnych rzeczy, a ja z kolei skupiłam się na przygotowaniach do wieczerzy. Ustaliliśmy między sobą, że do stołu zasiądziemy koło godziny 18.00. Gdy zbliżała się już pora naszej Wigilii, nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Pierwsza moja myśl była taka, że to zapewne któryś z naszych sąsiadów przyszedł pożyczyć przysłowiową sól. Przecież nikogo tego dnia się nie spodziewaliśmy. Jednak po otwarciu drzwi nie ujrzałam twarzy żadnego z naszych sąsiadów, tylko człowieka, którego zupełnie nie znałam. Był to mężczyzna na moje oko około 50-letni, zarośnięty, ubrany bardzo skromnie, w rzeczy, które od dawna nie były prane. Poczułam lekką woń alkoholu, choć w sumie pewna nie jestem czy aby na pewno. Stojąc naprzeciwko niego, czułam z pewnością dość nieprzyjemny zapach.
Nasza Czytelniczka w pierwszym momencie się wystraszyła i zawołała męża.
Kiedy mąż znalazł się obok mnie, dopiero wtedy odważyłam się zamienić z naszym nieznajomym kilka słów. Zapytałam, o co chodzi? Mężczyzna powiedział wprost, że szuka miejsca, gdzie mógłby spędzić Wigilię. Wspólnie z mężem spojrzeliśmy na siebie, nie wiedząc, co zrobić. Dlaczego nie spędza pan świąt z rodziną dopytywałam. Usłyszałam odpowiedź, że jest osobą samotnią i dlatego szuka miejsca, gdzie mógłby zjeść coś ciepłego i spędzić z kimś ten czas. Zrobiło mi się go bardzo żal, wiadomo, każdy z nas słysząc taką historię, chce pomóc, tym bardziej w dniu Wigilii.
Jednak mąż pani Teresy podszedł do sprawy z dużą rezerwą.
Mną kierowało serce, mężem zdrowy rozsądek — opisuje nasza czytelniczka.
Współmałżonek powiedział mężczyźnie, że oni przecież wcale go nie znają i nie mają pewności czy to, co mówi, jest prawdą. Wspomniał, że są ludźmi w już w podeszłym wieku i w mieszkaniu są tylko we dwoje.
Z jednej strony fakt, nie miałam pewności czy historia przestawiona przez naszego gościa jest prawdziwa. Tyle słyszy się o różnych oszustach, którzy wykorzystują naiwność starszych ludzi. W pewnym stopniu też się bałam, co się stanie, gdy wpuścimy mężczyznę do mieszkania. Gdyby był tego dnia ktoś jeszcze z nami, może wtedy wydarzenia potoczyłby się inaczej - pisze w liście.
Mąż pani Teresy nie wyraził zgodny, aby nieznajomy mężczyzna spędził z nimi ten wigilijny wieczór. Ostatecznie pani Teresa poparła męża i powiedziała, że być może w innym domu znajdzie się dla niego miejsce.
Do dziś mam wyrzuty sumienia. Przecież nie bez powodu istnieje tradycja pozostawionego pustego miejsca przy wigilijnym stole. Z drugiej strony rozumiem męża, przecież ta wizyta mogła różnie dla nas się skończyć. Teraz już chyba Wigilia do końca życia będzie mi przywoływała na myśl wizytę tego nieznajomego. Czuję, że postąpiliśmy, nie tak jak powinniśmy. Niestety, strach i zdrowy rozsądek wziął nad nami górę.
Chwilę później para małżonków zasiadła wspólnie do kolacji wigilijnej. Jak opisuje nasz Czytelniczka, to była chyba najgorsza Wigilia w jej życiu.
Wyrzuty sumienia miałam tak duże, że nawet jedzenie, które położone było na świątecznym stole zupałnie mi nie smakowało - wspomina. Mimo upływu czasu cały czas myślę jak potoczyła się historia tego mężczyzny. Nawet nie nie wiem jak miał na imię - kończy swój list.
A jak Wy byście postąpili na miejscu Pani Teresy i jej męża? A może ktoś w Was uczestniczył w podobnym zdarzeniu? Piszcie w komentarzach i podzielcie się z nami swoją historią lub opinią.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.