Dla nas, kobiet wygląda ma ogromne znaczenie. Jednak każda swoje własne piękno musi w sobie odnaleźć. Składa się na nie mnóstwo szczegółów, detali, drobiazgów, które w pełni tworzą – kobietę. Dla jednej będą to oczy, włosy, piersi, charakter, talenty, każda z nas ma swój własny, jedyny niepowtarzalny zestaw i dzięki temu czuje się kompletna. Czuje się piękna. Gdy jednak jakiegoś elementu nagle zabraknie, zostaje obcięty, zabrany to poczucie własnej wartości, kobiecości może zostać zachwiane. Nikt nie doświadczył tego bardziej i mocniej niż kobiety, które podjęły walkę z rakiem. Jakie są? Jak do tego doszło? Kiedy do nich przyszła choroba? Były na to przygotowane? Pewnie nie. Nikt nie jest.
Pomacaj się… kampania i co dalej
Kampania #pomacajsie to cykl czarno-białych fotografii kobiet – wojowniczek z rakiem piersi. Autorkami projektu są Anna Szołucha i Gosia Lakowska, (wspólnie prowadzą studio fotograficzne MOOi Studio) oraz Agnieszka Ford, pierwsza bohaterka, której zdjęcia były inspiracją dla kampanii.
Tą kampanią chcemy zwrócić uwagę między innymi na problem profilaktyki. W Polsce badania USG zalecane są zazwyczaj dopiero po 50 roku życia, a przez ostanie 30 lat niemal dwukrotnie wzrosła zachorowalność u kobiet w wieku 20-49. Badania przesiewowe są często lekceważone lub błędnie interpretowane. Przekonała się o tym właśnie Agnieszka Ford. Bardzo często, m.in. z powodu braku pieniędzy na prywatne konsultacje u doświadczonych specjalistów, kobiety trafiają do niedoświadczonych lekarzy. Ci zaś błędnie diagnozując, usypiają czujność zagrożonych chorobą kobiet.
Kampania #pomacjsie, to także zwrócenie uwagi na problem związany z odtwarzaniem piersi po mastektomii. Niestety, nie wszystkie metody rekonstrukcji są refundowane.
Od sierpnia 2019 roku Ania i Gosia organizują darmowe sesje dla kobiet z całej Polski, w sumie do tej pory odbyło się 40 spotkań. Zdjęcia z historiami bohaterek publikują na stronie Facebooka, Instagrama, na łamach różnych czasopism oraz podczas wystaw. Po co to robią
Przekonałyśmy się niejednokrotnie, że zdjęcia tych odważnych kobiet dają siłę i nadzieję innym. No i przede wszystkim przypominają o systematycznym badaniu się.
Poniżej kilka niesamowitych portretów. Kobiet, które są wojowniczkami, siłaczkami. Są odważne i zdeterminowane. Walczą o coś najważniejszego: o siebie, o zdrowie, życie… Czy się boją? Oczywiście, nikt nie przygotowuje do takich lekcji. Ich siła polega właśnie na walce ze strachem, na pokonywaniu tego, co na początku wydaje się nie do przejścia. A przy tym wszystkim są niesamowicie ciepłe, kochane, kobiece… Są piękne.
Pomacj się… wyczułam guzka w prawej piersi w sobotę rano przy kawie – byłam przerażona
We wtorek byłam już po USG. Zdziwienie i szok. Prawa pierś jest w porządku, ale w lewej jest zmiana. którą trzeba sprawdzić. Nie wiadomo, co by było gdybym zwlekała. Zmiana rosła bardzo szybko, bo po tygodniu z 3 mm w badaniu mammografem guzek miał już 7 mm. Potem poszło lawinowo biopsja cienko i następnie gruboigłowa.24 września w dniu moich 40 urodzin wyszłam ze szpitala już z wyciętym „gadem” – po miesiącu następna operacja wycięcia wszystkich węzłów,były przerzuty. Nie chcę pisać o skutkach chemii, radio i immunoterapii, bo wszystko jest do przeżycia – uwierzcie ! Wiem i znam Wasz strach, przerażenie, ból, żal, bezradność i nasz koniec świata związany z rakiem, ale nie można się poddawać bo trzeba żyć.
Ale pamiętajcie jedno czas jest najważniejszy. Czas i działanie jeżeli wyczujecie jakiekolwiek zmiany w piersi – ja dzięki temu mam pierś i piękne blizny, z których jestem dumna. Przypominają mi jak trudną walkę stoczyłam choćby nawet po to, żebyście się macały i nie czekały. Kobietki moje i najważniejsze nie ukrywajcie swojej choroby! Nie traktujcie jak tematu tabu! Będziecie potrzebować wsparcia najbliższych i tych dalszych znajomych, rodziny. Nie udawajcie, że jesteście siłaczkami, bo wsparcie jest tak samo ważne jak leczenie.
Pomacaj się… No i popatrzcie, nie trzeba mieć cycków, by być kobietą
Koleżanka z redakcji mimo wszystko jednak z niedowierzaniem raz jeszcze zapytała: Całkiem usunęłabyś? – Całkiem!-odpowiedziałam. Po co mi one?! Zaśmiałam się. Ona dalej nie odpuszczała: Ale robią rekonstrukcje, powiedziała łagodnie, jakby chciała uratować umykającą w rozmowie kobiecość. – Nie. Zrobiłabym tatuaż, taki po całości. Powiedziałam. Cycki? Rekonstruować? Nigdy nie były jak te na rozkładówkach Playboya. Raczej figlarne, może fikuśne, choć mąż lubił – pasowały do dłoni.
Szczupła jest pani, wysportowana, a takie zmiany ma każdy. Niech pani obserwuje! – tak mówili. Szczęśliwa, że jestem zdrowa, zrobiłam pierwszy tatuaż, na prawej ręce. Zgłaszałam się co pół roku, ale w końcu powiedziano, żebym przestała. Po ostatniej wizycie, w marcu 2017 roku, określono że jestem zdrowa, zmiana powiększyła się o dwa milimetry – niech pani tak często nie przychodzi. Gdy w sierpniu zawieziono mnie do bielańskiego szpitala i wspaniała doktor neurolog przebadała mnie od stóp do głów w poszukiwaniu źródła koszmarnego bólu prawej strony człowieka i niemożności chodzenia, znalazła mały guzek pod pachą. Nic bolącego, ani przeszkadzającego. Ciut większy węzeł chłonny. Czasem, przy przeziębieniu, czy menstruacji powiększają się u każdej z nas. Ale warunkiem operacji kręgosłupa i przywrócenia mi zdolności chodzenia, była zgoda od mojego onkologa. Nie poszłam tam, gdzie czułam się jak intruz. Przypomniałam sobie, że mojego teścia ratowali onkolodzy z innego ośrodka i tam się udałam.
No i popatrzcie, nie trzeba mieć cycków, by być kobietą. I wołam do Was, bez względu na płeć: Macajcie się, samobadajcie, rak to nie wyrok. Żyjmy. Żyjcie!
Pomacaj się… Trzeba chodzić zawsze z podniesioną głową, bo życie jest piękne
Mama i córka, Magda i Gabrysia
W 1992 roku miałam wypadek komunikacyjny. Spotkanie „malucha” z tramwajem – cudem przeżyłam. Pomyślałam sobie „no to już tylko czołg dałby mi radę”. Ale nie oczekiwałam, że spotkam się z tak podłym maleństwem, które rosło we mnie, a właściwie w mojej prawej piersi. W roku 1993 wyczułam w niej zmiany, to był guz. Zapisałam się do onkologa, zrobiłam biopsję. Po kilku dniach zgłosiłam się po wynik i usłyszałam ze nic mi nie jest, „proszę przyjść za pół roku”. Spytałam wzburzona: „Jak to za pół roku przecież guz jest guzem”, lekarz powtórzył jeszcze raz, że za pół roku. Wróciłam do domu z myślą co robić, nie zostanę z tym paskudztwem. Ogromne wsparcie dała mi córka Gabriela. Szybkie badanie u pani ginekolog, która zainteresowała się guzem. Skierowanie do przychodni na Ursynów diagnoza i podanie pierwszej dawki chemii. Guz zmalał do 3,5 cm. W lutym 1994 mastektomia w szpitalu Grochowskim. Po operacji znów chemia i wróciłam pod opiekuńcze skrzydła wspaniałych lekarzy w klinice na Ursynowie. Patrząc w lusterko, sama uśmiechałam się do siebie, że teraz mam 3/4 pleców.
W 2007 miałam rekonstrukcję prawej piersi. Mogłam nosić kreacje z dekoltem i nie martwić się, że odchyli się stanik z ciężka protezą w środku. W 2014 poczułam, że coś się ze mną dzieje. Zbliżał się termin badań: mammografia, prześwietlanie płuc i badanie krwi jak każdego roku. Nie czekałam, zapisałam się na wcześniejszą wizytę i okazało się ze mój organizm dobrze wczuwał intruza. Mastektomia lewej piersi, a następnie w 2016 rekonstrukcja. Obecnie jestem zakwalifikowana do wymiany obu implantów wypełnionych solą solą fizjologiczną, czekam już trzeci rok. Jeszcze raz zwracam się do młodych dziewcząt i kobiet ….. badajcie się, macajcie się i nie dajcie się pokajać takiemu złemu „maleństwu”.
Żyjcie pełne optymizmu i pozytywnego myślenia, że rak nas nie pokona. Gdy się coś wyczuje, nie ma co rozpaczać tylko trzeba szybko działać. Nie ma co się wstydzić. Trzeba chodzić zawsze z podniesioną głowa, bo życie jest piękne.
Pomacaj się…
Gabriela„Z rakiem byłam „oswojona”. Moja Mama chorowała od wielu lat. Wiedziałam, widziałam, doświadczyłam, ale wszystko z ” boku „. Znałam klinikę onkologiczną, odział raka piersi. Dlatego też badałam się regularnie: USG, mammografia, ale też kontrola na własną rękę. I jestem najlepszym przykładem efektów Akcji Pomacajsie. Wymacałam „go” sama sobie, ot maleństwo, złośliwe maleństwo… W pierwszym momencie odruch, że nie to niemożliwe. Zrobiłam badanie w październiku, był koniec kwietnia. A jednak… Poszłam do mojej ginekolog, pomyślałam: ona się zna, zawsze sprawdzała mi piersi. Po wizycie potwierdziła moje obawy. Coś tam było. Ponieważ nie lubię chorować, zaczęłam działać. Pierwsze SSG, słowa pani doktor: „trzeba to usunąć „i sugestia żeby tego samego dnia zrobić biopsję cienkoigłową.
Jestem dwa lata po. Żyję, jestem szczęśliwa, rozwijam swoją pasję, mam nadzieję, że jestem zdrowa. Bo badać i kontrolować się trzeba dalej. Dlatego drogie Panie dbajcie o siebie, macajcie się, nie wstydźcie się pytać, dociekać. Rozpieszczajcie się, kochajcie i bądźcie kochane! Cieszcie się małymi rzeczami, żyjcie z całego serca, bo życie jest piękne i tylko jedno.
Pomacaj się… Cieszę się, że nigdy nie zwątpilam w sens marzeń po raku
Aleksnadra
W pierwszych momentach choroby najtrudniejsze było przekształcenie się w pacjentkę onkologiczną. Walka o zachowanie godności, gdy jest się tylko wyczytywanym numerkiem w tłumie innych, przerażonych osób. Gdy lekarze nie patrzą w oczy tylko w monitor i poświęcają pięć minut. Gdy wszystkim wokół trzeba pokazywać swoje intymne części ciała. Gdy opinie lekarza prowadzącego i konsylium się różnią, głównie dlatego, że prowadzą swoje prywatne wojenki.
Nauka pokory i cierpliwości. Pogodzenie się ze sprawami, na które nie ma się wpływu. Rak to bardzo demokratyczna choroba. Dotyka starych i młodych, biednych i bogatych.
Ale przede wszystkim rozmowy z pacjentkami pod gabinetem. Trafiłam na wspaniałe osoby, z którymi przyjaźnię się do dziś. Właściwie nigdy nie zadawałam sobie pytania – dlaczego ja? Nie miałam poczucia, że to niesprawiedliwe. Nie różnię się od innych kobiet. W sumie to cieszyłam się, że przytrafiło się to mi, a nie mamie, mężowi, czy dziecku. Ja dam radę, mogę działać. A obserwować cierpienia najbliższych i być bezsilnym to według mnie dużo gorsze uczucie. Najpierw przeszłam przez mastektomię piersi. Musiałam rehabilitować rękę, gdyż zrobił mi się sznur limfatyczny i nie mogłam jej podnieść wyżej niż do szyi.
Następnie chemia – 4 czerwone. Ich kolor rzeczywiście taki jest. Miałam je co 3 tygodnie. Pierwszy tydzień był bardzo ciężki. Ciągły szum i ból głowy jak po wypiciu znacznej ilości alkoholu. Ból brzucha, okropne zaparcia, grzybica w buzi sprawiająca ból przy jedzeniu i piciu. Powtarzałam sobie, że to chwilowe, ze minie i rzeczywiście tak było.
No i oczywiście utrata włosów. Nie będę ukrywała, że to jeden z najtrudniejszych momentów choroby. To nawet nie chodziło o utratę kobiecości. Spojrzenie w lustro po ogoleniu głowy to moment kiedy z pełną siłą dotarł do mnie fakt, że choruję na poważną chorobę. Bez włosów poczułam się bezbronna, po prostu chora. Łysa głowa u kobiet jest stygmatyzująca, a ja tak bardzo nie chciałam temu ulec. To był kolejny moment, kiedy nie chciałam chorobie oddać sterów w moim życiu. W Sylwestra kupiłam sobie różową perukę. Chciałam rozśmieszyć córeczkę. Gdy ją założyłam, to poczułam się trochę inaczej. Poczułam energię, puściłam muzykę, tańczyłam i śpiewałam. Postanowiłam założyć ją na chemię. Widziałam, że mój uśmiech i energia udzielała się innym i bardzo mnie to cieszyło. Po czerwonej było 12 tzw. białych chemii co tydzień. Tu już kondycja ciała i samopoczucie było dużo lepsze.
Już w trakcie leczenia planowałam egzotyczną podróż w „nagrodę”. Taka perspektywa bardzo mi pomogła. Zdecydowałam się na wycieczkę objazdową po Meksyku. Chcę żyć normalnie bez strachu w tle. Zrozumiałam, co daje mi szczęście, a co je burzy. Chciałabym realnie pomagać ludziom, pokazywać im na własnym przykładzie, że po raku można żyć. Czułam taką potrzebę, by wspierać tych, którzy są w gorszej formie ode mnie, przekazywać swoją wiedzę i doświadczenie.
Czego się nauczyłam? Mam większe zaufanie do siebie i jednocześnie większą akceptację dla ewentualnej porażki. Zrozumiałam, że to moja rodzina, dziecko dają mi największą satysfakcję. Dlatego też postanowiliśmy z mężem, po konsultacji z lekarzami, że rozpoczniemy starania o drugie dziecko. Wiele osób odradzało nam ten pomysł, ale ja czułam, że nasza rodzina jest niekompletna. Lekarze wyrazili zgodę i tak oto spodziewamy się w lipcu synka.
Jeszcze bardziej doceniłam swoje ciało. Lubiłam je owszem. Wiedziałam, że dużo może, ale bycie trzy lata w menopauzie, utrata piersi, włosów, potem ich odzyskanie. A na koniec prawidłowo przebiegająca ciąża jeszcze bardziej uzmysłowiły mi jak jest wspaniale skonstruowane. Po tym wszystkim wierzę, że moja głowa i myśli pomogły mojemu ciału przejść leczenie i odbudować się po nim. Nigdy nie przestawałam wierzyć, że jest to możliwe i tak się też stało. Biorąc udział w kampanii #pomacajsie chciałam pokazać szczególnie młodym kobietom, że rak i ciąża nie muszą się wykluczać. Cieszę się, że nigdy nie zwątpilam w sens marzeń po raku. Dzięki nim czuję, że żyję i się spełniam. Całą rodziną czekamy na narodziny naszego małego wielkiego cudu.
Pomacaj się… W dniu, w którym dowiadujesz się, że masz raka zaczynasz nowe życie
Aneta
Na początku wyglądało to na zwykły stan zapalny piersi. Kilka wizyt, USG ,antybiotyki, ale diagnozy nie ma. Środek zimy, jadę na zaplanowany urlop. Jest przyjemnie, cieplutko, to ostatnie beztroskie dni mojego życia. Po powrocie kolejne USG, tym razem prywatnie…biopsja…wyniki. 21.01 nie mówiąc nikomu jadę po odbiór. Diagnoza: rak zapalny piersi. Nie wiem jeszcze co znaczy zapalny, ale wiem co oznacza RAK. Teraz wszystko nabiera tempa. Karta Dilo, badania, konsylium. Jest podejrzenie przerzutów do wątroby i kości, kolejne badania. Ufff, wykluczone. Jestem oszołomiona, przerażona. Próbuję sobie wmawiać, że wszystko się uda. Bardzo się boję.
Robi się jakby lżej. Opada pierwszy kurz. Powoli pojawiają się pozytywne myśli. Przecież tyle kobiet zdrowieje, dlaczego mi ma się nie udać. Jestem coraz silniejsza. Bliscy dodają mi otuchy. Nie rozczulam się nad sobą choć tak bardzo boli łysa głowa.W lipcu kończę chemię. Jeszcze słaba, ale szczęśliwa jadę z córką w Tatry. Nabieram sił, bo za chwilę operacja. Jestem z tym pogodzona. Jestem z siebie naprawdę dumna. Znów pojawia się podejrzenie przerzutów, badania, czekanie. Złe myśli powracają, ale teraz umiem już z nimi walczyć. Wyniki są dobre. Jeszcze tylko 4 tygodnie radioterapii i słyszę od swojego onkologa „jest pani zdrowa”- cudowny człowiek. Walczę ze skutkami leczenia i przyjmowanych leków, daję radę i wiem, że już nic nie będzie tak trudne jak ta burza, która właśnie minęła. Jestem silniejsza bardziej niż myślałam. Pokonałam wstyd i nieśmiałość występując w sesji „pomacajsie”.
Pomacaj się… Daj życiu szansę!
Justyna
Lipiec 2019. Byłam świeżo po powrocie z urlopu. Opalona i wypoczęta. 15 lipca wieczorem, dzień przed pójściem do pracy, smarowałam po wieczornej kąpieli ciało balsamem. Wyczułam go – twardą wisienkę (9 mm) – tuż nad lewą piersią, zaraz pod skórą. Nocowałam wtedy u przyjaciółki. Poprosiłam ją, aby sprawdziła, czy też wyczuwa coś niepokojącego. Potwierdziła. Następnego dnia po pracy wykonałam w prywatnej placówce badanie USG i mammografię. Po dwóch tygodniach odebrałam wynik badania. Nie było mowy o żadnym guzie! A ja wyraźnie czułam go tuż pod skórą. Czułam, że się powiększa! W tym czasie pracowałam dość intensywnie. Wylatywałam na kilka dni i wracałam do kraju na weekendy.W weekend trudno coś załatwić. Czas upływał.
Jest maj 2020.
Za mną 16 kursów chemioterapii i operacja. Rozpoczęłam kolejny etap leczenia – miesiąc radioterapii. Przede mną jeszcze cztery chemioterapii uzupełniającej. Możnaby się załamać, ale w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy terapii życie pokazało mi zbyt wiele pięknych odcieni, aby teraz go nie cenić.Poznałam swoją siłę! Od dnia biopsji towarzyszy mi i dzieli się ze mną swoim doświadczeniem moja koleżanka wyleczona z raka piersi. Dzięki niej było mi dużo łatwiej przejść tę drogę. Dostałam mnóstwo dowodów kobiecej solidarności, nawiązałam nowe przyjaźnie.
Pomacaj się… Jak to dobrze zrobić?
Samobadanie to podstawowa i najprostsza metoda kontroli zdrowia piersi. Każda kobieta, która ukończyła 20. rok życia powinna regularnie co miesiąc wykonywać samodzielne badanie. Te, które tak robią, są w stanie wykryć guzek wielkości 1 cm. A to oznacza, że same możemy zauważyć zmiany nowotworowe na tyle wczesnym etapie, że są one w pełni wyleczalne.Samobadanie piersi należy wykonywać kilka dni po miesiączce. Najlepiej ustalić jeden, zawsze ten sam dzień, w którym będziesz badać swoje piersi. Dlaczego? W te dni piersi nie są nabrzmiałe za to miękkie i rozluźnione. Od drugiej połowy cyklu mogą mieć zgrubienia, co jest zupełnie normalne, ale utrudnia wykrycie zmian i wyczucie ich pod palcami.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.