Znacie zapewne historie, kiedy to para dwojga ludzi, przed ślubem uchodzi wręcz za idealną, a po ślubie zaczyna wszystko się psuć. Taka sytuacja zdarzyła się w życiu pani Moniki. Jak opisuje nasza Czytelniczka, życie z mężem pod jednym dachem stało się dla niej nie do zniesienia.
Na początku przesłanej do nas wiadomości pani Monika opisuje początki znajomości ze swoim obecnym mężem.
Artura spotkałam jako 25-latka, on był starszy ode mnie tylko o rok. W sumie od razu kliknęło między nami, dobrze się rozumieliśmy, lubiłam z nim spędzać czas. Po kilku miesiącach z całą pewnością mogłam powiedzieć, że się zakochałam. Nasze domy dzieliło kilkadziesiąt kilometrów, więc mogliśmy widywać się dość często. Bardzo dobrze wspominam ten czas, w sumie na początku znajomości patrzymy chyba na swojego partnera niezbyt obiektywnie. Staramy się nie widzieć lub może nie widzimy wad tej drugiej osoby. Po dwóch latach znajomości zaręczyliśmy się, rok później odbył się nasz ślub.
Ślub i wspólne mieszkanie pod jednym dachem
Monika wraz z mężem wynajęła mieszkanie, był to tak naprawdę pierwszy moment w ich życiu, kiedy zamieszkali razem.
Chyba podświadomie już wtedy trochę się obawiałam, jak będzie wyglądało to nasze wspólne życie pod jednym dachem. Dotychczas Artur przyjeżdżał do mnie lub ja do niego zazwyczaj na weekendy. Przez pierwsze kilka tygodni było wszystko całkiem ok. Żyliśmy jeszcze sprawami związanymi z weselem, wyjechaliśmy w międzyczasie w podróż poślubną, a do tego jeszcze kwestie związane z przeprowadzką. To wszystko powodowało, że nie mieliśmy czasu skupić się na sobie i teraz wiem, że tylko dlatego było wtedy dobrze. Po kilku miesiącach wspólnego mieszkania zauważyłam, że nasza relacja nie wygląda tak dobrze, jak miało to miejsce wcześniej. Zastanawiałam się wtedy czy to przypadkiem nie moja wina, być może robię po prostu coś nie tak.
Kilka miesięcy po ślubie mąż zmienił się diametralnie
Nasza czytelniczka zaważyła, że ich małżeństwo zamienia się w toksyczną relację.
Jednak myśląc o tym wszystkim, doszłam do wniosku, że nasz związek robi się po prostu toksyczną relacją. W dużej mierze wynikało to z zachowania Artura, który stał się wobec mnie bardzo zaborczy. Wszystko musiało odbywać się w naszym związku pod jej dyktando. Kompromis w jego słowniku nie występował. Lubił też mnie kontrolować, kilka razy widziałam, jak przegląda mój telefon, a ja przecież nie dawałam mu do tego żadnych powodów. Miałam nadzieję, że to minie i okaże się tylko pewnym epizodem w naszym związku.
Pan Monika nie ukrywa, że biorąc ślub z Arturem, oboje byli pewni tego, że chcą mieć w przyszłości dzieci.
Okazało się, że jestem w ciąży, podczas badania USG dowiedzieliśmy się, że urodzi się nam syn. Byłam bardzo szczęśliwa, Artur też cieszył się, że zostanie ojcem. Urodził się Staś, teraz mogę z pewnością powiedzieć, że moja największa miłość. Opieka nad noworodkiem dawała nam obojgu w kość. Mały w nocy często się budził, chciałabym nosić go na rękach, oboje przez kilka miesięcy chodziliśmy potwornie niewyspani. Opieka nad synem wymusiła na mnie zmianę stylu życia. Więcej czasu spędzałam w domu z dzieckiem. Taki tryb mojego życia bardzo spodobał się Arturowi, stał się wtedy, może to dziwnie zabrzmi, ale normalniejszy. Dziecko stanowiło dla niego chyba pewne narzędzie kontroli nade mną, wiedząc, że będąc w domu z synem, nie zrobię w jego mniemaniu nic niewłaściwego.
Powrót Moniki do pracy wywołał u męża chorą zazdrość
W dalszej części listu opisuje dokładnie, jak wygląda teraz jej życie.
Kiedy Staś skończył rok, postanowiłam wrócić do pracy. Artur zapatrywał się na to dość negatywne, ale realia naszego budżetu domowego spowodowały, że ostecznie wyraził na to zgodę. Nie zarabia na tyle dużo, aby samemu zapewnić utrzymanie trzyosobowej rodzinie. O ile zachowanie mojego męża podczas trwania urlopu macierzyńskiego mogę nazwać znośnym, o tyle moje życie w momencie powrotu do pracy stało się piekłem. Kiedy wychodziłam rano z domu, dzwonił co pół godziny, sprawdzając, co robię, po powrocie do domu miałam przygotowany „grafik”, gdzie szczegółowo zaplanował mój dzień po pracy. I tak wyglądała nasza codzienność.
Pan Monika postanowił porozmawiać z teściową o problemach, z którymi na co dzień musi się borykać. Jednak i tutaj nie otrzymała żadnego wsparcia.
Teściowa powiedziała, że ona nic niepokojącego nie widzi w zachowaniu syna. Jak już to problem leży pewnie po mojej stronie. Rozmawiałam z Arturem o tym, że każde z nas powinno mieć trochę przestrzeni dla siebie. Wtedy doszedł do wniosku, że zapewne mam kochanka i ta wolność potrzebna jest mi, aby się z nim spotykać. W jego wyobraźni uwikłana jestem obecnie w romans z kolegą z pracy. Widziałam kiedyś, jak na korytarzu przeszukiwał kiszenie mojej kurtki, szukając dowodów niewierności. Nie wspomnę o tym, że, sprawdzanie telefonu podczas mojej wizyty np. w toalecie to już standard.
Nie tak wyobrażałam sobie małżeństwo — pisze nasza Czytelniczka
Pani Monika jest przekonana, że w obecnej formie jej małżeństwo nie ma szans na przetrwanie.
Wielokrotnie słyszę z jego ust, że pewnego dnia po powrocie z pracy nie zastanę go w domu, że zabierze Stasia i wyjedzie. Sama już nie wiem, czy, zachowanie mojej męża to tylko kwestia trudnego i zaborczego charakteru czy już jakaś choroba psychiczna. Nie tak wyobrażałam sobie małżeństwo, moim zdaniem powinno ono polegać na partnerstwie, a nie na podporządkowaniu się całkowicie drugiej osobie. Cieszy mnie jedynie fakt, że na razie w stosunku do Stasia zachowuje się prawidłowo. Gdyby nie syn pewnie już dawno bym się wyprowadziła choćby na pewien czas. Jednego jestem pewna, w obecnej formie nasze małżeństwo nie ma żadnej przyszłości i szansy na przetrwanie. Najgorsze jest to, że każdym miesiącem jego zachowanie jest coraz trudniejsze do zniesienia, a pomóc sobie w żadne sposób nie pozwoli. A wszystko, o co mnie oskarża, w żadnym stopniu nie jest prawdą.
Na zakończenie Monika prosi o pomoc.
Drogie Czytelniczki znalazłyście się kiedyś w podobnej sytuacji? Przyznaję szczerze, że nie wiem, co mam robić. Kocham męża, ale z drugiej strony nienawidzę za to wszystko, co w stosunku do mnie wyczynia. Zależy mi bardzo, aby nasz syn wychowywał się w pełnej rodzinie — wiem, jak jest to ważne dla prawidłowego rozwoju dziecka.
Znalazłyście się kiedyś w podobnej sytuacji? Macie jakąś radę dla Moniki? Piszcie koniecznie w komentarzach.
Przeczytaj także:
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.