reklama
reklama

W poszukiwaniu szczeniaka, czyli o pięciu źródłach na cztery łapy

Opublikowano:
Autor:

W poszukiwaniu szczeniaka, czyli o pięciu źródłach na cztery łapy  - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

ONA RADZI Chcesz mieć psa? A może chcesz w domu mieć kotka? Tylko jak to zrobić? Kupić, szukać z ogłoszenia, a może adoptować? Oto kilka sposobów na znalezienie czworonożnego przyjaciela.
reklama

W połowie marca odeszła niespodziewanie moja labradorka. Odeszła do psiego nieba, zostawiając po sobie pustkę, z którą nie wiedzieliśmy co zrobić. Załatać? Zignorować? Pielęgnować? A może wypełnić na nowo? Po miesiącu niepewności zapadła decyzja: potrzebujemy psa i to czym prędzej. Okazało się, że sposobów na to jest co najmniej pięć.

Szczeniak z ogłoszenia?

Ogłoszenia „za koszty utrzymania”. Na łamach gazet, w internecie roi się od ogłoszeń. W jednej z nich znalazłam ogłoszenie mówiące o tym, że ktoś odda labradora-szczeniaka za pokrycie kosztów utrzymania. O jakie dobre serce ma ktoś! Nie dość, że odchował, to jeszcze prawie nic za to nie chce – pomyślałam i już tego człowieka polubiłam.

Zadzwoniłam i usłyszałam, że jest suczka i do tego jeszcze biszkoptowa i jeśli mi na niej zależy, to mam się pospieszyć, bo chętnych na nią jest sporo. Świetnie! Jeszcze tylko zadzwonię do przyjaciółki i powiem jej, że niedługo znowu będziemy mieć psa.

– Oszalałaś? Czy ty myślisz, że dostaniesz labradora za 5 dych? – spytała zirytowana i oburzona moją naiwnością przyjaciółka.

Okazało się, że ogłoszenia tej treści są dawane po to, by ominąć prawo, a za psa trzeb zapłacić o wiele więcej niż 50 zł. Handel szczeniakami z nierejestrowanych hodowli jest od 2012 roku zabroniony a nawet karalny, więc aby nie budzić podejrzeń skarbówki wymyślono takie właśnie rozwiązanie.

Szczeniak z legalnej hodowli

Od tej samej przyjaciółki dowiedziałam się, że w pobliżu mojego domu znajduje się legalna hodowla labradorów – „Tęczowy Gaj” prowadzony przez Joannę Kulę. Jest to hodowla Labradorów Retriever zarejestrowana w ramach Związku Kynologicznego w Polsce. Zadzwoniłam i uszom nie wierzyłam:

– Za tydzień spodziewamy się narodzin 11 szczeniaków – 4 dziewczyn i 7 chłopaków. Jeśli pani chce, wpiszę panią na listę oczekujących – poinformowała mnie hodowczyni.

Chciałam i wpisałam się, a zwłaszcza po rozmowie z panią Joanną, która wyjaśniła mi, na czym polega prowadzenie rejestrowanej hodowli: ograniczona liczba miotów, udział zwierząt w wystawach, dokumentowanie (co najmniej) 4 generacji przodków, regularne badania, szczepienia, odpowiednie karmienie.

Wzruszające i przekonywujące było dla mnie, gdy odwiedziłam hodowlę pani Asi i zobaczyłam, w jakich warunkach żyją zwierzęta, nawet te, które już nie rodzą, a mają tutaj dożywotną opiekę. Tylko od zarejestrowanej hodowli możemy dostać metrykę oraz rodowód zwierzęcia. Zapłaciłam ochoczo zaliczkę i zaczęłam tęsknić za czworonogiem, który jeszcze nie zdawał sobie sprawy z mojego istnienia.

Jak odróżnić legalną hodowlę od pseudo-hodowli

Od Joanny Kuli dowiedziałam się o nagminnie zakładanych stowarzyszeniach zrzeszających ludzi zajmujących się rozmnażaniem szczeniąt i ogłaszających się jako „hodowcy psów rasowych bez rodowodu”. Nie ma czegoś takiego.

Psy te nie są pod żadnym względem rasowe, nawet jeśli wyglądają tak samo, jak ich koledzy z hodowli rejestrowanej. Za szczeniaka z tego źródła zapłacimy część tego, co będziemy musieli wydać na szczeniaka z rodowodem, ale zakładając, że ich właściciele nie ponoszą nawet w części kosztów i nie podlegają żadnym obwarowaniom, jakie mają hodowcy psów rasowych, to jest to i tak o wiele za wiele.

Różnicę między pseudo-hodowlami a hodowlami rejestrowanymi widać na stronie internetowej danej hodowli. Musi być na niej informacja, że hodowla jest zarejestrowana w Związku Kynologicznym w Polsce. Jeśli takowej informacji nie ma, to znaczy, że mamy do czynienia z pseudo-hodowlą.

Szczeniak, kotek z interwencji

Gdy odwiedziłam znajomą lekarkę weterynarii, ta pokazała mi swojego nowego mieszkańca gabinetu: czteromiesięczne szczenię w barwie cappuccino i werwie strumyka górskiego. Piesek przybiegł z taką ufnością, że gdybym nie miała zapłaconej zaliczki, to pewnie zabrałabym go ze sobą.

Cookie, bo tak ma na imię szczeniak, jest z interwencji. Właściciel zostawił go z dwoma kotami i zanim zamknął mieszkanie na cztery spusty, nasypał w miski góry suchej karmy i ponalewał w garnki wody, która została wypita lub wyparowała jako pierwsza.

Po tygodniu sąsiedzi zaalarmowani smrodem i odgłosami zwierząt, wezwali Inspektorat Ochrony Zwierząt, któremu towarzyszyła moja znajoma.

– Odchodów było tak dużo, że nie mieliśmy gdzie postawić nogi. Na szczęście udało się uratować zwierzęta. Koty mają traumę do dzisiaj, ale Cookie ze względu na swój wiek pozbierał się świetnie – opowiadała mi lekarka.

Takich przypadków jest wiele. Ogłoszenia o zwierzętach lub same zwierzęta z interwencji znajdziemy w gabinetach weterynaryjnych albo w schroniskach, gdzie zwierzęta zostają oddane.

Adoptuj psiaka ze schroniska za grosze

Po mojej labradorce został mi worek karmy, a ponieważ była ona nie byle jaka lecz o królewskiej nazwie, postanowiłam zawieźć ją do pobliskiego schroniska. Ogólnie nie lubię niespodzianek, ale ta, która mnie tutaj spotkała była bardzo miła. Otóż po latach niewidzenia spotkałam tutaj moją byłą uczennicę Zuzię Ławicką.

Dziewczyna od zawsze kochała zwierzęta i to, że pracuje w schronisku nie zdziwiło mnie nic a nic. Od Zuzi dowiedziałam się, że mają ponad 160 podopiecznych – przede wszystkim kundelki, ale również psy rasowe w tym dwa ok. 3-letnie labradory. Serce zabiło mi mocniej.

Ile kosztuje przygarnięcie czworonoga? Uszom nie wierzyłam: 45 złotych. Pytam Zuzię, dlaczego jej zdaniem powinno się adoptować psa ze schroniska, a ta młoda dziewczyna odpowiada z przekonaniem robiącym wrażenie:

– Bo to, że istnieją bezdomne zwierzęta, to jest wina człowieka i jesteśmy im winni opiekę. Te zwierzęta pojawiły się na świecie przez nas. To człowiek zadecydował o ich istnieniu. Wyjeżdżam ze schroniska,  ale jestem pewna, że z Zuzią będę się chciała niebawem znowu spotkać, aby pogłębić zaczęty temat.

Gdy piszę ten artykuł, na moich nogach leży kilkutygodniowy szczeniak – labradorka z hodowli pani Joasi. Śpi głęboko, wygląda na szczęśliwą i przez głowę jej nie przejdzie, że zakup jej kolegi lub koleżanki może być tak skomplikowany.

Może i lepiej, że nie ma o tym pojęcia, bo aby uświadomić sobie, jaką odpowiedzialność ponosimy my ludzie decydując się na psa, na pewno nie byłaby na jej maleńką głowę do wyobrażenia.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama