Katarzyna Miller twierdzi, że kryzys w związku to tylko kwestia czasu. I nic tu nie pomoże. Trzeba mu stawić czoła i go rozwiązać. Trzeba to zrobić wspólnie. Jak to zrobić radzi terapeutka, psycholog, a na co dzień niezwykle pogodna osoba. Zachęcamy do przeczytania rozmowy, która może pomóc zrozumiec skąd wziął sie kryzys w związku.
Z rozmowy dowiesz się:
Wszyscy jesteśmy skazani na „dołek” w związku?
Prawie wszyscy. Związki mają tę cechę, że ludzie się do siebie przyzwyczają i oswajają ze sobą. Przestają nad nim pracować, bo wydaje im się, że jak na początku było fajnie, to tak już będzie dalej. Oczywiście pod warunkiem, że był to związek z miłości. I dopóki jeszcze tych świeżych uczuć wystarcza, to się cieszą. Później zaczynają popadać w rutynę dnia codziennego, a po jakimś czasie budzą się z ręką w nocniku i albo ktoś idzie w bok, albo siedzą i się męczą. Jakie mogą być powody kryzysu w związku?
Jakie mogą być powody kryzysu w związku?
Czyli winna jest proza życia?
Nie. Kolejnym powodem kryzysów w związku oprócz przyzwyczajenia, jest bolesne, często samotne, dzieciństwo, o którym ludzie chcą zapomnieć, więc zapominają. Budują swoje życie dorosłe. Uczą się. Zarabiają pieniądze. Rodzą dzieci. Z kimś tam sobie żyją i w momencie, kiedy to wszystko jest już gotowe, to wybija tzw. szambo, czyli odbija się to wszystko, co nie było zauważane przez te lata, kiedy się starali i budowali to jak najlepsze życie. Wcześniejsze doświadczenie w nich zostało, tylko nie zostało ani odreagowane czy odpowiednio zrozumiane, a już na pewno nie przepracowane w takim sensie, żeby złe nawyki wyniesione z domu, przestały w dużym stopniu nimi kierować.
Wobec tego, bez „zabiegów” na własnej osobowości, nie ma co liczyć na poprawę.
Niestety. Powinniśmy to przerabiać w szkołach. Mniej o mchach i porostach, więcej o ludzkiej psyche. Poczucie niskiej wartości czy złe postrzeganie świata, to tylko część grzechów wynoszonych wraz z posagiem z rodzinnego domu. Na początku jest dobrze, jest radość ze znalezienia się i nadziei na koniec samotności.Ludzie się starają i układają wszystko tak, jak być „powinno”. I im bardziej im wyjdzie owo zapominanie, tym większe jest prawdopodobieństwo wystąpienia kryzysu.
Czy można się ustrzec przed kryzysem w związku?
To gdzie popełniamy błąd?
Ludzie są tacy, a nie inni. Jeżeli kobieta wchodzi w związek w poczuciu, że najważniejsze w rodzinie jest to, żeby było czysto, żeby było co zjeść i że wszyscy mają zdejmować kapcie w przedpokoju, to przysparza całemu domowi niezłej męki i nudy, bo jest upierdliwą babą. Mimo, że przecież się stara, a u nas dziewczyny są przeważnie tak wychowywane. Z kolei jeżeli faceci uważają, że najbardziej przysłużą się, zarabiając pieniądze, czym dodatkowo podnoszą sobie poczucie wartości, a nie ma dla nich nic ciekawego w bliskim byciu z żoną czy dziećmi, nie tylko jako tatuś, który wyniesie śmieci, to współtworzą oddalenie i kryzys.
Czyli złotego środka na ustrzeżenie się przed kryzysem nie ma?
Trzeba wiedzieć, że związek działa inaczej, kiedy para jest młoda i żyje sobie sama, ale potem się to zmienia. Niby wszyscy to wiedzą, ale nie chcą brać tego pod uwagę. Do tego trzeba być przygotowanym. Spotkałam niewiele par, które umiały to zrobić. Bo potrzebna jest mądrość, doświadczenie, uczenie się i ciągłe szukanie nowych, twórczych rozwiązań. Kryzys jest niezbędny i jest drogą do tego, żeby dojrzeć, bo nie da się go uniknąć i udawać, że jak będziemy świetnie okopani i urządzeni, to go nie będzie. Będzie. Tylko możemy sobie z nim poradzić w lepszy bądź gorszy sposób.
Jak zmienić kryzys w związku w coś nowego
Zawsze jednak wspólnie z partnerem?
Oczywiście. Wtedy jest szansa, że sobie z nim poradzimy i zrozumiemy, że kryzys był potrzebny, by zobaczyć, że można stworzyć coś nowego, bardziej kreatywnego, niż dotąd, by znowu się sobą zaciekawić, by w domu było znów interesująco.
Kryzys może być więc początkiem czegoś dobrego?
Powinien być i jest do tego wręcz niezbędny. Powiedziałabym, że to wprost przystanek do szczęścia, tylko trzeba do tego trochę niebanalnego myślenia. Trzeba chcieć żyć autentycznie i świadomie. Wzajemnie się doceniać i ciekawić sobą. I ogromnie ważne, by najpierw pokochać i zaakceptować samego siebie.
Czy kryzys w związku jest powodem do rozwodu?
A co z młodymi ludźmi na początku wspólnej drogi, którzy zamiast pławić się jeszcze w fazie szczęścia, coraz częściej od razu składają papiery rozwodowe?
To są bardzo młodzi ludzie. Jeszcze durni. Szczególnie w dzisiejszych czasach. Chcą brać ślub z miłości, a często im się ona myli z seksem. Bo mamusia jedna z drugą mówią, „nie ciupciaj się” bez miłości. Dlatego dziewczynki, kiedy tylko jakiś facet zacznie je bardziej obchodzić, chcą od razu czuć, że już go kochają albo by chciały, żeby tak było. Wychodzą za mąż i po dwóch latach okazuje się, że przechodzi im ta faza „myłości”. I gdyby nie wyszły za mąż, to by sobie ona przeszła i skończyłoby się jedynie na dużym romansie. Podobna sytuacja jest w przypadku chłopców. Młodzi mieliby wtedy czas, by czegoś się o sobie dowiedzieć, poznać też innych, dojrzeć, „zebrać się w kupę”, a tak robią to, niejednokrotnie będąc już ojcem lub matką. No i później okazuje się, że nie tak miało być, że nie jesteś już taki czy taka fajna, jak wcześniej. No i nadchodzi rozczarowanie, z którym nie wiemy, co robić bo nas tego nikt nie uczy i już… najłatwiej ogłosić - koniec.
Poradziliście sobie z kryzysem w Waszysm zwiazku? Podzielcie się w komentarzach doświadczeniami: co zrobiliście, jak to się Wam udało
Rozmowa ukazała się w papaierowym wydaniu Magazynu Ona
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.