reklama
reklama

Niesamowicie silna Ania Marecka w rozmowie o życiu bez rąk i bez ograniczeń

Opublikowano:
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

ONA MA MOC Ania Marecka to niesamowicie silna kobieta, która od dziecka nie ma rąk. Samotnie wychowuje syna, jeździ samochodem, maluje i prowadzi vloga. Jej życie nigdy nie należało do łatwych. Dzieciństwo spędziła w szpitalach. Przeszła już ponad 20 operacji, a mimo to ma bardzo pozytywne podejście do życia. To kobieta, która żyje bez rąk i bez ograniczeń.
reklama

Przypominamy tekst o niezwykłej kobiecie, który ukazał się we wcześniejszym, papierowym wydaniu Magazynu ONA. Nasza dziennikarka, Mariola rozmawiała z Anią przez telefon, ponieważ kobieta mieszkała obecnie Stanach Zjednoczonych. Mimo życia za granicą urodziła się w Polsce, w Jarocinie.

Ania Marecka urodziła się bez rąk i z krótszą nogą

Narodziny Ani były dla rodziców wielką radością, ale także ogromnym szokiem. Lekarze, wcześniej w czasie badań, nie stwierdzili, że dziecko urodzi się bez rąk i z jedną krótszą nogą. Nikt nie był na to przygotowany.

Jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom, że mnie chcieli i zrobili wszystko żebym miała jak najlepiej – wspomina Ania. – Chociaż spotkali się z pytaniami, czy w ogóle chcą mnie zatrzymać. Mama od samego początku poświęcała się dla mnie, żeby dać mi najlepsze życie jakie mogę mieć. Dlatego robiła wszystko żeby mi pomóc, a ponieważ potrzebowałam specjalistycznych operacji, tak trafiłyśmy do USA. To miało ogromny wpływ na to jak żyję teraz.

Dlaczego Ania Marecka wyjechała do Ameryki? 

Pierwszy raz wyjechała do Stanów Zjednoczonych w trzeciej klasie szkoły podstawowej, był rok 1996 roku. Po roku leczenia wróciła do Polski na dwa lata. Skończyła czwartą i  piątą klasę. Później były kolejne operacje. Za każdym razem po powrocie do kraju zdawała testy, zaliczała zaległy materiał. Na tydzień „załapała” się nawet do gimnazjum. W końcu podjęły decyzję i zostały z mamą w Ameryce już na stałe. Ciocia Ani miała znajomego w USA, dzięki niemu i jego rodzinie, dziewczynka trafiła do darmowego szpitala ortopedycznego. Dwa tygodnie po przylocie miała swoją pierwszą operację. Po czym przyszedł ból, płacze po nocach i dojeżdżanie do szpitali. Krótko po tej operacji znaleźli Fundację Dar Serca, która zajmuje się pomaganiem dzieciom z Polski, ale także z innych krajów w darmowym leczeniu w amerykańskich szpitalach.  Wtedy także Ani i jej mamie zapewnili tłumaczy, transport i mieszkanie.

Nasz angielski był absolutnie zerowy. Na początku było bardzo ciężko. Szczególnie mojej mamie. Nie mogła się porozumieć z lekarzami i pracownikami szpitala bez tłumacza – mówi Ania. – Do tej pory przeszłam dwadzieścia operacji. Ostatnia była dwa lata temu. Szpital stał się moim drugim domem. Operacje, rehabilitacja, wizyty kontrolne… Sama zaczęłam przychodzić jako wolontariusz, by pomagać innym. Raz nawet pracowałam dorywczo na komputerze przy obróbce zdjęć i gazetki szpitalnej w departamencie grafiki.

Życie codzienne Ani Mareckiej

Ania to trzydziestolatka, która prowadzi dzisiaj „zwyczajne” życie. Budzi synka do szkoły, który już sam się przygotowuje. Później karmi rybki, wyprowadza psa na spacer, szykuje śniadanie. Chodzi na siłownię, aby jak najdłużej utrzymać sprawność fizyczną.  Nagrywa filmy na YouTube, w których pokazuje jak wygląda jej rzeczywistość. Sama obrabia materiał, przygotowuje scenografię - jeśli jest konieczna. Ogarnia domową rzeczywistość. Przygotowuje obiad, żeby był gotowy kiedy jej syn Kuba wraca ze szkoły. Wyjeżdża na wakacje tam, gdzie jest ciepło albo do Polski, żeby się zobaczyć z rodziną.

Ania Marecka maluje stopami

Mama Ani była przy niej przez te wszystkie lata. Gdy wyjeżdżała z Polski miała 35 lat. Została w Ameryce z córką i wnukiem. Początkowe lata była przede wszystkim skoncentrowana na opiece nad córką, po operacjach było bardzo ciężko, wymagała stałej opieki i ogromnego wsparcia.  Dopiero jak „wyszły spod opieki Daru Serca”, wynajęły mieszkanie, mama Ani poszła do pracy i nadal pomaga jej finansowo.

Uzupełniamy się z mamą. Bardzo mi pomaga – mówi Ania.- Robi na przykład zakupy spożywcze, czasem przygotowuje obiad, choć ja także lubię to robić. Dzielimy się sprzątaniem,  domowymi obowiązkami. Bardzo się staram, ale o nie jest tak, że  wszystko zrobię sama.

Zawsze chciała malować, ale nigdy nie sądziła, że potrafi. Zaczęła od malowania na kamieniach, chociaż nigdy się tego nie uczyła. Ostatnio dostała się do organizacji artystów, którzy malują stopami. Tam od marca będzie doskonaliła swoje umiejętności. Zawsze ma pięknie zrobiony makijaż. Chociaż jego wykonanie zajmuje  prawie godzinę – Lubię make-up  i zamiast pomalować oczy jednym cieniem to używam pięciu kolorów - śmieje się Ania. – Ich właściwe nałożenie zajmuje tyle czasu. Bardzo dbam o to, by było wszystko perfekcyjnie.   

Ania Marecka. Samotna matka bez rąk

Pytam, czy był taki moment załamania, taka chwila, kiedy czuła, że już nie da rady, nie ma siły?

- Nie wiem, czy w ogóle  był taki moment – wspomina dziewczyna.- Najtrudniej chyba było wtedy  kiedy się dowiedziałam, że jestem w ciąży. Szczerze mówiąc nigdy w planach nie miałam dzieci, ponieważ uważałam, że to będzie dla mnie zbyt trudne. Unikałam ich wręcz, zadawały  dużo pytań, z którymi nie zawsze czułam się komfortowo. Jeszcze trudniej było gdy się dowiedziałam, że będę sama wychowywała dziecko. To był dla mnie szok. Ale nawet wtedy, przez chwilę, nie pomyślałam, że nie dam rady. Nigdy też nie brałam  pod uwagę opcji usunięcia ciąży. Chociaż wiele osób to sugerowało. Dla wielu, którzy mnie znali, był to zawód. Rozczarowałam ich. Mieli wobec mnie inne oczekiwania.

Po pierwsze nikt się w ogóle nie spodziewał, że ciąża w  przypadku Ani jest możliwa.  Dwudziestoletnia samotna matka bez rąk, to chyba ich właśnie przerosło. Kiedy zaszła w ciążę uczyła się jeszcze, miała zostać psychologiem. Stwierdziła jednak, że skończy coś szybszego i kurs kodowania medycznego a także później kursy księgowości. Najbliżsi inaczej wyobrażali sobie jej życie. Skończy szkołę, zdobędzie zawód. 

Poniekąd ich rozumiem, chociaż spodziewałam się trochę większego wsparcia – przyznaje Ania.

Po urodzeniu Kuby wszystko się zmieniło. Nie mogła pójść do pracy, ponieważ nie stać jej było na opiekunkę. Sama także czasami do dziś źle się czuje, więc woli siły i energię zachowywać dla synka. Wychowywanie dziecka samemu jest trudne. Tym bardziej, że jest to chłopak.

Aczkolwiek jest dużo lepiej niż myślałam. Teraz jest mi dużo łatwiej, bo Kuba jest starszy. Uczyłam go zawsze samodzielności. Nie jestem typem rodzica, które dziecku w wieku czterech lat zapina kurteczkę. Dlatego mój syn jest bardzo samodzielny, pomocny, ale staram się go nie obciążać za bardzo.Żeby nie czuł, że cały czas musi mamie w czymś pomagać. Staram się znaleźć równowagę. Między nauką empatii, chęci pomagania, ale także  żeby nie czuł, że jest moim opiekunem. Żeby miał normalne, szczęśliwe dzieciństwo.

Moja mama nie ma rąk

Kuba zmieniał szkołę kilka razy z powodu przeprowadzek. Kiedy był w pierwszej klasie, ze strony dorosłych, rodziców Ania nie spotkała się z większym zaskoczeniem. Natomiast małe dzieci są dużo bardziej ciekawskie, dlatego dziewczyna przychodziła do szkoły pomagać np. w bibliotece. Chciała żeby dzieci czuły się komfortowo. Odpowiadała na ich pytania. Robiła na przykład prezentacje, by maluchy miały okazję ją poznać. Dowiedzieć się dlaczego nie ma rąk. Mogły zapytać jak robi różne rzeczy, pokazywała im też jak sobie radzi.

Teraz  Kuba jest w piątej klasie. Jest już samodzielny, ale także bardzo otwarty na innych. Już jego samego dzieci  często pytają o mamę np.  jeździ sama samochodem.  Odpowiada bez problemu. Dla niego jest to po prostu normalne. To przecież jego mama!

Synek miał wtedy jakieś cztery  może pięć lat- wspomina Ania. – Dzieci lubią lepić bałwany, a ja w butach zimowych tego nie zrobię.  Kuba jednak tak bardzo chciał tego bałwana ulepić z mamą.Mieliśmy wtedy balkon. Synek wziął wiaderko poszedł na dól nabrać śniegu przyniósł go, żebym mogła usiąść na krześle i jednak ulepić z nim. Zrobiliśmy wtedy takie dwa malutkie bałwanki.

Ania Marecka prowadzi samochód bez rąk

Egzamin na prawo jazdy zdała gdy miała osiemnaście lat. Trudno było innym uwierzyć, że sobie poradzi. Nie raz usłyszała: nie dasz rady. Musiała udowadniać wszystkim, że potrafi. Jazdy uczyła się przez szpital rehabilitacyjny, w którym specjaliści także oceniali, czy pojazd, który będzie prowadziła osoba niepełnosprawna, potrzebuje jakiś przeróbek, aby mogła go samodzielnie prowadzić.  

Bardzo chcieli mi ten samochód przerobić – mówi Ania. – Kierownicę zamocować w podłodze, żeby drzwi się same otwierały. Przeróbki byłyby bardzo kosztowne, więc musiałam iść i pokazać, że tego nie potrzebuję, że jestem w stanie prowadzić „normalne” auto. Jak już poszłam zdawać egzamin, to był zwyczajny ośrodek egzaminacyjny, nie przyszpitalny. Trafiłam na panią, która nie zadawała żadnych pytań. Była bardzo miła. Sama miała jakieś problemy z nogą, ponieważ chodziła o lasce. Myślę, że dużo zależy od tego, czy człowiek jest pewny siebie, czy nie. Jak za drugim razem szłam zdawać prawo jazdy, żeby móc jeździć zwykłym samochodem, bez przeróbek nie było już pytania: jak ty to zrobisz? Zrobiłam po prostu- śmieje się.

Ania jeździ "zwyczajnym" nissanem sentrą z automatyczną skrzynią biegów. W ramach „przeróbek” podkłada sobie poduszkę na siedzeniu, bo jest niska ma tylko 150 cm

Jak wygląda życie codzienne Ani Mareckiej

Ania długo czekała na zieloną kartę, a później na amerykańskie obywatelstwo. Bez tych papierów nic jej nie przysługiwało, żadna pomoc od państwa. Teraz dostaje rentę, ale marzy o tym żeby się bardziej usamodzielnić.

Mam nadzieję, że kanał na YouTube się rozwinie. Moje codzienne życie budzi zainteresowanie innych. Ludzie pytają mnie często, jak wykonuję najprostrze czynności,  a ponieważ jestem bardzo otwartą osobą, to chętnie opowiadam. Chcę także pokazać, że niewiele rzeczy może nas ograniczać. Bariery są w naszej głowie.

Podstawą jej pracy w kuchni jest wysokie krzesło tzw. stołek barowy.  Siedzi wtedy na wysokości blatu, bez tego krzesła nic nie zrobi, nie ugotuje. Musiałby brać drugie krzesło, siadać na blacie i tak gotować. Ostatnio dużo bardziej polubiła gotowanie i zajęcia w kuchni, bo wymieniła krzesło i łatwiej „jeździć” po podłodze, przemieszczać się w czasie pracy. Poprzednie trudno się przesuwały, musiała się przy nich bardzo namęczyć.  Ulubione danie Ani i Kuby? Schabowe, ziemniaczki i fasolka. Taki polski obiad.

Myślę o swoich nogach, jak o rękach

Rodzice często mówili na jej nogi ręce: idź umyj ręce a nie idź umyj nogi.

Sama bardziej myślę o moich nogach jako o rękach, dlatego, że większą funkcję rąk niż nóg spełniają tak naprawdę. Jedyny problem dla mnie jest taki, że kiedy stoję to coś muszę z nimi zrobić. Żeby spełniały funkcję i rąk i nóg w tym samym czasie to już jest problem (śmieje się), ale jak tylko siedzę, to są moje ręce i tak o nich myślę.

Ludzie  często pytają dlaczego nie ma protez. Ania uważa, że protezy nie ułatwią jej życia. Nie zastąpią tego, co może zrobić nogami.

Zdarza mi się dość często, że stojąc na czerwonym świetle albo jadąc nawet, ludzie w  samochodzie obok mnie robią mi zdjęcia. Oburza mnie to, już pomijam fakt, że to niezgodne z prawem, bo narusza moją prywatność. Rozumiem, że dla niektórych może być zaskoczeniem to, że prowadzę samochód stopą, ale… Też są tacy kierowcy, którzy pokazują mi, że super, że sobie radzę. Niektórzy otwierają okna w samochodzie i krzyczą do mnie: Ale fajnie!

Ameryka czy Polska?

Ania ma w Jarocinie rodzinę, ciocię, wujków, kuzynostwo. Są ze sobą blisko. Lubi ich odwiedzać. Jak teraz z jej perspektywy wygląda polska rzeczywistość? Czy odczuwa różnicę w sposobie traktowania przez innych ludzi.

Tak – Ania się śmieje – nigdy nie lubię mówić źle o Polsce, ale jest różnica. W Ameryce ludzie są bardziej pozytywnie nastawieni do życia, świata, siebie, do wszystkiego. Jak się człowieka spotyka na ulicy to się jeden do drugiego uśmiecha i mówi: cześć, a nie tylko przechodzi ze spuszczoną głową. Ludzie są bardziej otwarci. Kiedy ktoś do mnie podchodzi to mówi: ale sobie świetnie radzisz, a w Polsce raczej: ale mi cię szkoda. Myślę, że jest to jedna z rzeczy, która powstrzymałaby mnie przed powrotem do kraju.

Ani Mareckiej pomag Expo

Expo jest rasy Goldendoodle (miesznka pudla z golden retriever) i ma prawie 4 lata. Przeszedł siedmiomiesięczne szkolenie, by mógł być Ani psem pomocniczym. Jak jej pomaga? Jego głównym zadaniem jest noszenie rzeczy. Ponieważ Ania ma zaawansowany artretyzm w lewej nodze i chroniczny ból także w kręgosłupie, na który miała już dwie operacje, noszenie torebek sprawia duży problem. Ciężko jest jej także na stojąco sięgnąć z torebki np. klucze czy portfel. Dlatego Expo nosi na sobie kamizelkę z kieszeniami, w których ma niezbędne rzeczy.

Kiedy potrzebuję coś wyjąć, mówię mu żeby się położył i wtedy swobodnie mogę sięgnąć to, co jest mi potrzebne. Expo potrafi też nosić w pyszczku rzeczy takie jak torba z lekkimi zakupami czy klucze do samochodu, a także telefon nawet kiedy jestem w domu. Wtedy zamiast trzymać telefon w stopie czy pod brodą kiedy idę, on niesie go dla mnie. Trzymanie psa na smyczy też było dla mnie problematyczne, dlatego Expo był szkolony, tak aby chodził przy mnie bez smyczy. W sumie zna 18 komend słownych. Jest ogromną pomocą dla mnie i cieszę się, że może ze mną jechać wszędzie…nawet na wakacje do Polski. To także nasza wielka miłość, jest jak członek rodziny.

Co Ani Mareckiej ułatwia życie?

Staram się w otaczającej rzeczywistości wynajdować takie rzeczy, które ułatwiają mi życie, a nie utrudniają. Automatyczna skrzynia biegów nie jest zrobiona specjalnie dla osób niepełnosprawnych, a mi bardzo pomaga, dzięki niej sama prowadzę – mówi.

Wybiera lżejsze, nie cięższe talerze. Uchwyt na telefon, który nie jest czymś specjalnym, ale od kiedy go ma nie, wyobraża sobie  używać bez niego telefonu. Nie pamięta nawet, jak kiedyś trzymała telefon!

Zawsze znajdziesz coś, co ci życie ułatwi. Nie musisz się koncentrować na tym, co je utrudnia.

Jestem szczęśliwa

Kiedyś sobie myślałam, że bardzo chciałaby się przeprowadzić gdzieś, gdzie nie ma zimy - mówi Ania. -Ale doszłam do wniosku, że ludzie, którzy żyją w takich warunkach, bardzo szybko na nie narzekają. Dlatego zawsze staram się cieszyć tym co mam.  Tak wiele zależy od perspektywy z jakiej patrzymy na życie. Jestem szczęśliwa. Najważniejsze dla mnie jest to, żeby Kuba był szczęśliwy, żebym miała z nim bliskie relacje. Żeby moje zdrowie się nie pogarszało. Nie mam jakiś ogromnych marzeń, żeby coś wielkiego się w moim życiu zmieniło. Właściwie mam wszystko!

Co chciałabyś powiedzieć Ani? Napisz w komentarzu.

Przeczytaj też inne teksty o niezwykłych kobietach:

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama