Mąż mówi, że ma ADHD. Koleżanka widzi ją w roli tańczącej salsę babci, a instruktor na Kubie powiedział, że tak temperamentnej osoby jeszcze nie spotkał. Kim jest Arleta Piotrowska – kobieta, której nigdy nie brakuje energii i zapału, by czerpać z życia pełnymi garściami? Przeczytajcie rozmowę Sebastaiana Matyszczaka. Wywiad ukazał się w papierowym wydaniu MAGAZYNU ONA jakiś czas temu, ale Arleta wciąż jest tą samą psjonującą osobą. i warto Ją poznać bliżej.
Kim jest Arleta Piotrowska, jest cyborgiem?
Kim jest Arleta Piotrowska?
Jest żywiołową, temperamentną osobą. Mąż mówi, że mam ADHD, co oczywiście jest nieprawdą. Zresztą pan, który to wymyślił, stwierdził później, że to było kłamstwo. Tak więc ADHD nie mam.
Takie ADHD w cudzysłowie.
Tak. Rzeczywiście mam nadmiar energii, którą muszę wyrzucić na zewnątrz przez różne realizacje sportowe, ruchowe i kreatywne rzeczy, które działam na co dzień.
A kiedy wstajesz rano i patrzysz w lustro, to jaką Arletę widzisz? Tancerkę czy biegaczkę?
Jakieś to wyświechtane.
Trochę tak, ale naprawdę staram się o tym myśleć i mieć z tyłu głowy. To podejście pasuje do mnie i mojego schematu życia.
To twoje „ADHD” bardziej pomaga czy przeszkadza?
Z jednej strony bardzo pomaga, bo wciąż mam energię. Mam kolegę, z którym startowałam w runmageddonach i powiedział mi kiedyś tak: „Ty jesteś cyborgiem. Nie człowiekiem”.
Pojechał po bandzie.
Tak trochę jest. Mój organizm szybko się adaptuje do różnych sytuacji i szybko się regeneruje.
To wynika z trenowania i ciągłego bycia w ruchu. Nakręcają mnie słońce i muzyka. Pierwszą czynnością, którą robię, jak wstaję, to włączenie radia. Muzyka towarzyszy mi cały dzień. Zawsze powtarzam, że słońce i muzyka to takie moje bateryjki.
Zastanawiam się, czy jesteś bardziej tancerką czy biegaczką?
Zdecydowanie tancerką. Bieganie wyszło niedawno jako element treningu. W ogóle to nienawidzę biegać. To znaczy nienawidziłam. Teraz już bardziej mi się to podoba.
I dlatego nie dość, że biegasz, to jeszcze w błocie po pachy. No, fajny paradoks.
Dokładnie (śmiech). To jest właśnie ten upór i motywacja, które pchają mnie codziennie do przodu. Bieganie jest dla mnie dość monotonne. Trochę pomaga muzyka, ale żeby sobie urozmaicić życie, dołożyłam jeszcze pokonywanie przeszkód na trasie i dlatego biorę udział w Biegu Katorżnika czy Runmageddonie. Jako cel postawiłam sobie też przebiegnięcie chociaż raz w życiu półmaratonu i maratonu. Tak też zrobiłam. Na początku nawet nie marzyłam o tym, że może się udać, ale trening i motywacja zrobiły swoje.
Wszystkie twarze Arlety Piotrowskiej
Kobieta o wielu twarzach.
Trochę tak. Na przykład, kiedy wchodzę na parkiet, nie myślę o niczym innym, jak tylko o byciu tu i teraz. Tylko ja i muzyka, no i oczywiście partner, jeśli akurat tańczę coś w parze. W zależności od tego, co tańczę, to taką energię uwalniam. Kiedy jest to walc – czuję jakbym chodziła po chmurach. Jeśli nie wychodzi…
…to ktoś stąpa po twoich stopach.
Albo ja po czyichś. Kiedy tańczę coś latynoamerykańskiego, to mogę pokazać, jaką energię i temperament mam w sobie, jaką babką jestem, wydobyć swoją kobiecość.
Którą rolę bardziej wolisz? Luzacką, jak samba i karnawał czy walce?
Myślę, że bardziej drzemie we mnie dusza latynoamerykańska. Ja powinnam się po prostu urodzić na Kubie (śmiech).
Czy señorita szukała swoich korzeni? Może masz tam daleką rodzinę.
Byłam na Kubie dwa lata temu. Nawet zapisałam się tam do szkoły tańca. Stwierdziłam, że nie mogę tak po prostu leżeć i smażyć się na plaży.
Wiadomo. Nie byłabyś sobą.
Dokładnie. Miałam więc treningi cztery godziny dziennie. Trener stwierdził: „Dziecko, cztery godziny? Nie przesadzasz?” Później powiedział, że te cztery godziny dla mnie to za mało.
Szybko się na tobie poznał.
Stwierdził, że jeszcze osoby z takim temperamentem nie spotkał. I to powiedział Kubańczyk!
Tak się zastanawiam, jak ty w szkole wytrzymałaś?
Byłam grzeczniejsza (śmiech). I spokojniejsza. Ze szkołą było tak, że brałam udział we wszystkich kółkach zainteresowań.
Jakoś mnie to nie dziwi.
Myślę, że rodzice pilnowali, żebym wciąż miała zajęcie, żebym gdzieś zostawiła tę energię. Tańce wyszły właśnie z tego, że będąc sześciolatkiem zamykałam się w pokoju, wymyślałam choreografię i kiedy goście przychodzili do rodziców, to oczywiście musieli zobaczyć, jak występuję. I później mama zaczęła mnie posyłać na zajęcia taneczne i do szkoły muzycznej.
Ciągnęłaś wiele srok za ogon.
Ale później musiałam wybrać. Padło na taniec. On mi w duszy grał najbardziej.
Wolne miejsce na liście zajęć wypełniłaś czymś innym. Studiami z zarządzania w instytucjach samorządowych. Jakoś za bardzo mi to do ciebie nie pasuje.
(śmiech) To tak nikomu nie pasuje.
Chciałam zostać w rodzinnym Kaliszu i nie było nic ciekawszego, co by mnie zainteresowało. Dzisiaj znalazłabym zapewne coś innego. Ale mimo wszystko na tych studiach mieliśmy kilka ciekawych przedmiotów, na których wiele się nauczyłam.
Jesienią też jesteś taka temperamentna? Te szarobure dni cię nie hamują? Nie dopada cię chandra?
Dopada mnie czasami jakiś smuteczek, bo jest mało słońca, a ono mnie nakręca. Dlatego najczęściej robię tak, żeby wstać rano, pobiegać, iść na siłownię, rozkręcić muzykę na cały regulator. Sąsiedzi mnie kochają (śmiech). Chociaż teraz mamy nowych i na razie się nie skarżą.
Może dali ci szansę, żebyś się ogarnęła.
Może. Jeszcze się z nimi nie spotkałam, więc nie mieli okazji mnie poznać. Poza tym denerwuje mnie, że po południu szybko robi się ciemno i te dni tak przelatują. Na pewno pomaga mi wtedy czekolada.
Wreszcie jakiś typowo ludzki objaw!
(śmiech) Muszę się pilnować, ale czasem skuszę się na kilka kawałków nawet mimo diety. Do tego dobra herbata albo wino i książka. Chociaż czasem dopadają mnie dni depresji i myślę sobie: „Boże, wyprowadźmy się na Kubę”. Ale mąż mnie przywołuje do porządku i mówi, że za chwilę ta Kuba by mi się znudziła, bo przecież wielu rzeczy tam nie ma i jest sporo ograniczeń. No i żal byłoby rozstawać się z rodziną i ludźmi, których tu poznałam.
Co o Arlecie Piotrowskiej mówią tatuże?
A tatuaże poprawiają ci humor? Pytam, bo widzę coś ciekawego na twoim przedramieniu.
To jest tancerka. Niektórzy mówią, że baletnica, ale ona jest w takiej nietypowej pozie. Miało być coś innego i pani, która go robiła, sama go zaprojektowała po rozmowach ze mną. Teraz planuję następny, a mam już sześć.
O! Czyli złapałaś bakcyla.
Zaraziłam się tym kilka lat temu i co jakiś czas takie małe sobie robię. Ten jest największy. Na stopie mam maleńki, na biodrze jest napis, mam też nuty i tatuaż z jogi.
Kiedy zrobiłaś pierwszy?
W wieku 17 lat, więc musiałam przekonać rodziców, żeby się zgodzili (śmiech).
Jak reagują na kolejne?
Nadal pytają, po co sobie to zrobiłam. Są z innego pokolenia i inaczej podchodzą do życia. Kiedyś tatuaże kojarzyły się negatywnie. Teraz jest to forma zdobienia ciała i ludzie mojego pokolenia otwierają się na nią. Dla każdego coś innego jest ładne, kto co lubi. Ja na przykład lubię tatuaże, ale tunelu w uchu bym sobie nie zrobiła.
Ten na ręce mówi jasno – całe życie poświęcasz tańcowi.
Chciałabym. Jeśli zdrowie pozwoli. Trudno powiedzieć, co będzie za 20 czy 30 lat. Chciałabym dożyć takiej starości, jak moja babcia, która ma 96 lat.
Piękny wiek.
Ona jest dla mnie przykładem. Miała ciężkie życie, a ciągle jest tak bardzo pozytywna. Do tego szyje, chodzi na działkę, jedzie z łopatą i normalnie kopie ogródek.
Słowem, masz babcię z wigorem.
Tak zdecydowanie. Kiedyś oglądałam filmik z brytyjskiego „Mam talent”, gdzie pewna staruszka robiła różne podnoszenia tańcząc salsę z młodszym partnerem. I koleżanka powiedziała mi: „Ja ciebie widzę w roli tej babci, kiedy będziesz miała tyle lat, co ona”.
Przeczytaj też:
- Edyta pracowała jako modelka w Chinach. Spuchnięta twarz, spalone włosy, to codzienność w pracy modelki, ale nie to jest najorsze. [PRZECZYTAJ]
- One kochają motocykle. Co im dają wielkie maszyny?
Kim jest Arleta Piotrowska - perfekcjonistką?
Piękny wiek.
Ona jest dla mnie przykładem. Miała ciężkie życie, a ciągle jest tak bardzo pozytywna. Do tego szyje, chodzi na działkę, jedzie z łopatą i normalnie kopie ogródek.
Słowem, masz babcię z wigorem.
Tak zdecydowanie. Kiedyś oglądałam filmik z brytyjskiego „Mam talent”, gdzie pewna staruszka robiła różne podnoszenia tańcząc salsę z młodszym partnerem. I koleżanka powiedziała mi: „Ja ciebie widzę w roli tej babci, kiedy będziesz miała tyle lat, co ona”.
Właśnie w takiej roli się widzisz?
Chciałabym mieć na starość nadal tyle energii, zdrowia i motywacji. Chciałabym mieć więcej czasu, a moi wychowankowie, młodsi instruktorzy, mogliby uczyć młode pokolenia.
Jesteś taką Arletą, jaką sobie wymarzyłaś w dzieciństwie?
Zawsze mogłabym być lepsza.
Perfekcjonistka…
Mam duży niedosyt, bo wiem, że ciągle jest coś do poprawienia. Nie mogę powiedzieć, że to, co mam, mi wystarcza. Jestem głodna życia. Z drugiej strony skłamałabym mówiąc, że jestem niezadowolona z miejsca, w którym się znajduję.
Czego więc ci brakuje?
Jest tyle miejsc na świecie, których nie widziałam. Tylu nowych, ciekawych ludzi do poznania. Tyle ruchów tanecznych, których nie odkryłam. Tyle nowych rzeczy, których mogłabym doświadczyć.
Na przykład, jakich?
Ze spadochronem skakałam, na bungee też, skok z 222 m wieży, lot balonem, szybowcem też zaliczone. Mam wykupiony lot paralotnią, który dostałam na prezent, ale pogoda nie sprzyja i nie mogę się umówić na lot. Ale zaraz znajdę coś nowego i spróbuję. Jak ruszą loty w kosmos, to też będę chciała polecieć. (śmiech)
Jest coś, czego nie chciałabyś zrobić?
Nie wiem. Nic takiego mi się nie kojarzy. Mam nadzieję, że jeżeli pojawi się jakaś okazja, to będę miała na tyle odwagi, żeby spróbować. Nie chcę się ograniczać.
Romowa ukazała się w MAGAZYNIE ONA, nr 8/2017
Znasz kobietę z pasją, o której moglibyśmy napisać? Daj nam znać: redakcja@magazynona.pl
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.