„Shopping” w galeriach handlowych, dla niektórych stał się ulubioną formą zakupów – szczególnie modowych, ale także wybieraną bardzo często formą rozrywki. Kiedyś tysiące ludzi w jednym miejscu, nie budziło większych obaw. Przeciwnie, niektórzy właśnie z tego powodu wybierali tętniące życiem centra. Robili zakupy, szli do kina, do restauracji – pełen relaks. Czy to jeszcze kiedyś będzie możliwe? Czy tłumy ludzi już zawsze będą się nam kojarzyć z milionami bakterii, wirusów z potencjalnym zagrożeniem?
Koniec galerii handlowych? Gdzie będziemy robić zakupy?
Branża na skraju bankructwa
Zamknięte centra handlowe, to nieczynne sklepy. Setki, tysiące mniejszych i większych punktów, dziś każdy jest w podobnej sytuacji. Ale czy na pewno duży może więcej?
– Straciliśmy płynność. Branża jest na skraju bankructwa, płacimy w ratach. Po raz pierwszy od kilku lat nie płacimy faktur w całości, tylko zastanawiamy się, jak pieniądze rozdzielić między wszystkich. Sytuacja jest dramatyczna – mówi w rozmowie z „Wprost” Igor Klaja, prezes OTCF właściciela marki odzieży sportowej 4F.
Nie jest to odosobniona wypowiedź. Większość firm jest w podobnej sytuacji. Sprzedaż on-line pokrywa średnio od 10%-20% zapotrzebowania przychodowego. Dziś nikt nie myśli o tym żeby zarabiać, wszyscy chcą przetrzymać. Tym bardziej, że to reakcja łańcuchowa. Nie opłacony jeden dostawca, podwykonawca, to kolejne braki. Kolejna groźba zwolnień czy bankructwa. Chyba jeszcze nigdy w biznesie ludzie nie byli tak bardzo sobie potrzebni.
Duże i małe firmy z ogólnie pojętej branży modowej mają jeden cel: chcą przetrwać. Utrzymać płynność finansową. Każdy kolejny miesiąc to setki milionów strat. I co najtrudniejsze? Perspektywa, że już nigdy może nie być tak samo. Że trzeba będzie poszukać nowych modeli biznesowych, nowych form sprzedaży, kontaktu z klientem… a może po prostu wrócić do tego co już było?
Koniec galerii handlowych?
Świat bez centrów handlowych? Czy to jest możliwe?
Rynek chiński powoli otwiera się dla klientów. Jednak sprzedaż kształtuje się na poziomie około 30% sprzed zamknięcia sklepów. Biorąc pod uwagę zaległości i straty, wyjście na swoje może zająć jeszcze dużo czasu. Na razie jednak nikt nie myśli o zarabianiu, raczej żeby „ruszyć” szukając oszczędności i tnąc koszty.Galerie handlowe w Polsce zajmują powierzchnie około 12 mln metrów kwadratowych. To w przybliżeniu powierzchnia 1 681 boisk piłkarskich.
Rafał Sonik właściciel Gemini Holding Sp z o.o. budującej min. obiekty handlowe, w rozmowie z Wojciechem Sekielskim, zwraca uwagę na trudną sytuację centrów handlowych spowodowaną pandemią koronawirusa.
– W Polsce jest ok. 500 galerii handlowych, a w każdej z nich działa średnio ok. 100 najemców. To mniej więcej 50 tys. lokali. Do tego dochodzi kolejne kilkaset mniejszych obiektów. Mamy do czynienia z gigantycznym zjawiskiem. Handel w Polsce odpowiada za niemal 20 % PKB. Firmy usługowe funkcjonujące w bliskim otoczeniu handlu wnoszą drugie tyle. To olbrzymi fragment polskiej gospodarki – podkreślał Sonik.
Koniec galerii handlowych?
Zabójczy czynsz
Jednym z największych kosztów obciążających najemców w centrach handlowych jest wysoki czynsz. W przypadku niektórych lokali to około 40% generowanych przez dany sklep przychodów. Nawet biorąc pod uwagę w tej chwili stopniowe „odmrażanie gospodarki”, a nie wiadomo dokładnie kiedy to realnie nastąpi, wypracowanie takich obrotów może być trudne, oby nie wręcz niemożliwe. Dlaczego? Ponieważ istotnej zmianie mogą ulec zachowania i preferencje zakupowe klientów. To ten czynnik zdecyduje o „być” albo „nie być” dużych galerii.Jednak już w tej chwili wygrywają te sklepy, które nie są „związane”z daną galerią. Gdyż mogą, po zmniejszeniu restrykcji dotyczących handlu, otworzyć się dla klientów. Na przykład H&M, CCC, Takko Fashion, czy Pepco z ograniczeniami, ale już zapraszają swoich klientów do poszczególnych placówek.
Koniec galerii handlowych?
Handel wróci do małych miast i miasteczek?
Jeszcze kilkanaście lat temu wyjście na zakupy kojarzyło się wszystkim ze „spacerem” po głównej ulicy miasta albo wyprawą na targowisko. Mieszkańcy małych miast mieli swoje ulubione, działające często od lat sklepiki, w których kupowali u znajomej pani Basi, czy Krysi sukienkę, buty, spodnie… Jak się z tym czuli? Dobrze i komfortowo, ponieważ ekspedientki orientowały się w konkretnych potrzebach „delikwenta”. Znały rozmiar, preferencje, które często nawet klientowi trudno było nazwać.Wszystko się zmieniło, kiedy „nastały” duże, nowoczesne, pełne atrakcji galerie handlowe. Handel w małych miastach praktycznie umarł.
Tendencja zaczęła się już odwracać w 2019 roku, kiedy to większość nowych placówek galerii i centrów handlowych zaczęła powstawać w miastach do 100 tys. mieszkańców. W obecnej sytuacji, nawet kiedy już branża handlowa dostanie zielone światło, czy na pewno wszyscy chętnie wrócą do skupisk, w których przebywa w jednym czasie kilka tysięcy osób.
Nowa rzeczywistość
W nowej rzeczywistości musimy szukać nowych rozwiązań – mówi w rozmowie z „Wprost” Igor Klaja, prezes OTCF właściciela marki odzieży sportowej 4F. – Wyobraźmy sobie świat bez ogromnych galerii handlowych. Handel wróci do małych miasteczek. Taki powrót do przeszłości lat 95-99. Do sklepów na jednej ulicy i zaprzyjaźnionych sprzedawców – dodaje.
Biorąc pod uwagę ograniczone możliwości zakupowe klientów. Spowodowane mniejszymi zarobkami, czasem utratą pracy, ale także mniejszymi potrzebami, gdyż epidemia je w bardzo wyraźny sposób zweryfikowała. Coraz częściej myślimy: „Po co kupić nową, sukienkę, torebkę, czy buty skoro tak naprawdę mam bardzo ograniczone możliwości żeby w tym wyjść. Wystarczy mi to co mam, żeby tylko móc znowu spotkać się ze znajomymi, pójść do kawiarni, czy kina. Po prostu wyjść z domu”.
Czas pokaże…
Na odpowiedź na pytanie: czy zamiast wsiadać do samochodu i jechać do odległego, czasem kilkadziesiąt klinometrów centrum handlowego, lepiej rowerem wybrać się do lokalnych sklepów czy na targowisko, przyjdzie nam jeszcze poczekać.Jednak jedno jest już teraz pewne. Realia gospodarcze, społeczne i finansowe się zmieniły. W jednym wszyscy się zgadzają: Nic już nie będzie takie jak przed „wirusem”. Być może zweryfikujemy swoje poglądy, potrzeby, a może nawet wartości. Zaczniemy myśleć o tym, że od każdej naszej wydanej złotówki zależy przyszłość naszego sąsiada, czy miasta. Dla niektórych anachroniczne pojęcie „lokalnego patriotyzmu” zaczyna nabierać bardzo realnego i praktycznego wymiaru. Być może staliśmy się „bardziej ludzcy”, wrażliwości na to, co naprawdę ważne… Cóż jak to będzie dalej czas pokaże.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.