reklama
reklama

Uwaga, kleszcze! Kamila Malak o walce z borelioza. Inspirująca historia zwycięstwa

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

ONA MA MOC Kamila Malak wygrała walkę z boreliozą. Życie pisze najbardziej nieprawdopodobne, niespodziewane scenariusze. Czasami niestety bardzo okrutne. Choroba, starta firmy nie zdołały jednak złamać Kamili. Została jej miłość do rodziny i sportu oraz ogromna wola walki.
reklama

Oto kolejna piękna, prawdziwa historia. Dziś przypominamy stary tekst o Kamili, która wygrała walkę z boreliozą.

Wróciłaś z wycieczki? Sprawdź 3 razy, czy nie masz kleszcza!

Kamila w 2016 roku jako opiekun obozowy wyjechała z dziećmi z domu dziecka, do Wolińskiego Parku Narodowego. Oczywiście słyszała o boreliozie. Pilnowali podopiecznych, sprawdzali, czy gdzieś przypadkiem nie przynieśli kleszcza ze spacerów. Sama u siebie nie znalazła żadnego.

Po powrocie z obozu pojawił się bardzo duży rumień. Kobieta pomyślała jednak, że to ugryzienie komara, bo też tak na nie reaguje. Zaczęły się objawy grypy, to był sierpień, ale jak to Kamila podeszłą do sprawy: że samo przejdzie. Zwykłe przeziębienie. Do 10 października pracowała normalnie.

Pierwsze objawy boreliozy pojawiły się po czasie

Tego dnia zatrzymało się jej lewe oko. Nie mogła ruszyć gałką ani w prawo, ani w lewo. Została jednak w pracy do 15:00. Po powrocie do domu mąż zaalarmowany jej stanem ( oko zapuchło, łzawiło) zawiózł ją do lekarza w Gnieźnie. Ten zdiagnozował objawy jako zapalenie błony naczyniowej oka. Nie powiązał tego w ogóle z boreliozą. Po prostu zapalenie oka. Tak było do listopada. Kamila była w tym czasie pod opieką lekarza. Niestety doszło zapalenie w drugim oku. Codziennie chodziła na wstrzykiwanie kropli.

W listopadzie były mistrzostwa w badmintonie w Gnieźnie. Czuła się na tyle dobrze, że zagrała w nich. Wygrały nawet z koleżanką w deblu. Stan się bardzo pogarszał. Po turnieju, o północy mąż zawiózł ją do szpitala. Została na okulistyce od 21 listopada do końca roku. Udało się zaleczyć zapalenie oczu, ale pojawiły się kolejne objawy związane z zanikiem nerwów w prawej części ciała.

Dopiero jak zaczęły się zaniki nerwówo w prawej ręce i nodze przejął ją oddział neurologiczny. Tam lekarz zdiagnozował boreliozę i to już niestety z powikłaniami.

To było jak wyrok: Mam boreliozę!

Dzisiaj na lewo oko Kamila nie widzi. Ma zerwane i uszkodzone nerwy za gałką oczną, tak samo w części prawego oka, w którym na ten moment udało się zanik powstrzymać, ale w dalszym ciągu istnieje niebezpieczeństwo utraty wzroku. Wszystko było skutkiem boreliozy.

Od lipca do grudnia nikt choroby u Kamili nie zdiagnozował. Gdyby rozpoczęto leczenie już w październiku, to prawdopodobnie oczy udałoby się uratować.

Dopadła mnie depresja. Zawsze byłam bardzo aktywną osobą, a początki walki z chorobą były trudne. Chociażby nauczenie poruszania się po domu. Policzenie sobie schodów, żeby zachować jakieś minimum samodzielności. Przez pierwsze miesiące i tak nie zostawiali mnie samej, ponieważ za szybko weszłam w drzwi, zderzałam się z meblami. Musiałam sobie obliczyć kiedy mogę bezpiecznie skręcić. W tej chwili mogę to zrobić. Wyjdę nawet kawałek za dom. Ale nadal nie umiem się z tym pogodzić. Jeszcze niedawno pracowałam, prowadziłam samochód, zajmowałam się domem… zwyczajnie żyłam.

Kamila Malak miała boreliozę. Rodzina była załamana...

Najbliżsi Kamili, mąż i dwie córki. Jedna ma 24 lata druga 14 lat. Bardzo to przeżyli. To był cios dla wszystkich.

Do tej pory nasze życie wyglądało tak jak w większości rodzin. Byliśmy pod telefonami. Jeździłam po córkę na zajęcia, zawoziłam do szkoły jak trzeba było. Do czasu choroby mogłam bardzo aktywnie uczestniczyć w życiu rodzinnym. Mąż pracuje dwanaście godzin. Cały dzień poza domem. Trzeba było wszystko przeorganizować, poradziliśmy sobie. Choć chyba najtrudniejszą próbą było przetrwanie mojej zapaści.

Pamiętajcie, że was kocham

W kwietniu 2017 roku Kamila pojechała, ze starszą córką, na komisję lekarską do starostwa w Gnieźnie.

Pani doktor była bardzo nieprzyjemna. Zestresowałam się strasznie, a to się od razu przełożyło na reakcję organizmu. Zamknęło się lewe oko. Powieka opada przy takiej ilości stresu. To samo z drugim okiem. Pani doktor stwierdziła, że przyzna mi rentę tylko na rok, bo to wszystko jeszcze da się naprawić. To było bardzo trudne doświadczenie.

Po powrocie do domu Kamila dostała gorączki. Córka zadzwoniła do Poznania, do lekarza prowadzącego, który kazał przyjechać do szpitala na Lutycką. Nie było go na miejscu, ale miał dojechać. Na izbie przyjęć jednak stwierdzono, że to nie jest sprawa neurologiczna i wysłano Kamilę na okulistykę. Tam podano jej lek przeciwbólowy. I wróciła ponownie na izbę przyjęć.

Zamknięta w swoim ciele

Tam poczułam, że coś złego się dzieje. Pamiętam, że powiedziałam córce: pamiętajcie, że was kocham i straciłam przytomność. Czułam, że ze mnie „coś” wychodzi, że „coś” opuszcza moje ciało. Obudziłam się po dwóch tygodniach. Jedyną rzecz, którą z tej śpiączki pamiętam, to jak Klaudia do mnie mówiła. Mimo, że przedstawiała także osoby, które u mnie były w tym czasie, rodzice, rodzeństwo – to nie słyszałam nikogo, tylko ją. Jej słowa: Mamo jak się obudzisz pojedziemy do fryzjera. Jak mnie słyszysz uściśnij rękę. Ja to tak pamiętam… Nie mogłam się jednak poruszyć. Byłam zamknięta w swoim ciele.

Zobacz zdjęcie, a następnie czytaj tekst dalej:

Kamila wybudziła się kilka tygodni później. Została przewieziona na neurologię. Tam przebywała do 20 maja. To były bardzo trudne chwile. Była zaintubowana, miała problemy z oddychaniem. Koszmarny czas dla niej i rodziny. Wymazała go ze swojej pamięci.

Kamila Malak wygrała walkę z boreliozą

Lipiec, sierpień to ponowna nauka chodzenia, mówienia, pisania. Kontrole u laryngologów, czy w krtani się wszystko dobrze goi. Rehabilitacja. W październiku kolejny pobyt w szpitalu. Dwa tygodnie w domu, dwa tygodnie na oddziale. Tak do Bożego Narodzenia.

W Wigilię 2017 lekarz powiedział mi, że raczej nie pojadę do domu. Chyba że organizm dobrze zareaguje na lek, który mi podano, to wtedy wyjdę na Święta. Mąż i córki wszystko przygotowali, a ja nie wyobrażałam sobie, że nie będę z nimi, że zostanę sama w szpitalu. Udało się jednak. Byliśmy razem. To był wymarzony czas.

Nauczyłam się słuchać swojego organizmu

W 2018 roku dalsza część leczenia. Znowu dwa tygodnie w szpitalu, dwa w domu, ale już z lepszymi wynikami. Udało się tak poprawić stan zdrowi Kamili, że kolejna wizyta w szpitalu mogła być dopiero za pól roku. Kontrole neurologiczna i okulistyczna jednak raz w miesiącu.

Nie mogę podjąć żadnej pracy. Nauczyłam się chociaż robić obiady, tak pomagam rodzinie. Są jednak dni, że naleję herbatę, ale jej do stołu nie doniosę, bo prawa ręka nie jest w pełni sprawna. Wszystko robię wolno, bez pośpiechu wsłuchując się w swój organizm. Obudzę się o 7.00 rano i moje ciało mówi: nie jeszcze nie wstaję. Wiem, że jeżeli mam oko zamknięte i ono się nie otwiera, to jeszcze muszę poleżeć. Mija godzina, wstaję. Oko się otwiera. Wiem, że organizm wypoczął tyle ile potrzebował. Potrzebowałam na to trzech lat, żeby się nauczyć siebie słuchać. Najbardziej mnie boli, że nie mogę pracować. Szczególnie w takiej sytuacji w jakiej jesteśmy.

Stracili wszystko, zostały tylko długi

Jedenaście lat temu Kamila z mężem zostali oszukani przez nieuczciwego przedsiębiorcę. Prowadzili wtedy swój zakład krawiecki. Dostali od niego zlecenie na uszycie 300 tys. poduszek. Wyprodukowany towar został wysłany samochodami ciężarowymi do odbiorcy. Wszystkie dokumenty przewozowe posiadają do dzisiaj. Zleceniodawca stwierdził jednak, że samochody nie wyjechały i nie zapłacił za towar. Sąd pierwszej instancji przyznał rację Kamili, ale w Sądzie Apelacyjnym dostali tylko 14 tys. Stracili wszystko. Firma zlecająca uszycie poduszek nadal działa. Towar się nigdy nie odnalazł, jechał za granicę. Rodzina Kamili spłaca długi do dziś. Udało się spłacić pracowników, bo to było dla nich najważniejsze. Został Urząd Skarbowy i ZUS.

Dlatego Kamilę tak bardzo boli to, że nie może pracować i pomagać rodzinie finansowo.

Spłacamy długi w miarę możliwości, ale to jest taka zadra w naszym sercu. Tak bardzo bolesna. Taka niesprawiedliwość. Mąż pracuje po dwanaście godzin z wypłaty mu tysiąc złoty co miesiąc zabiera komornik, a ja mam z renty odciągane 500 zł. Na moje leki miesięcznie idzie około tysiąc sto złotych. Moim marzeniem jest żeby ta spraw się wreszcie skończyła. Żebyśmy odzyskali spokój.

Kamila ma rentę do 2021 roku. Okulista stwierdził, że zmiany, które zaszły są nieodwracalne. Nie będzie mogła pracować.

Badminton - moja miłość

Badminton to jest jej odskocznia od wszystkich problemów i pasja, która dodaje siły. Namiastka dawnej aktywności.

Chodzę na treningi w poniedziałki i środy. Jeżeli jednak organizm mi nie pozwala to muszę odpuścić. Niczego nie mogę robić na siłę, bo w przeciwnym razie następnego dnia już nic nie zrobię.

Zaczęła grać jako dziecko z bratem i siostrą. Później była przerwa. Po powrocie do Gniezna w 2006 roku wróciła do badmintona w reaktywowanym klubie UKS Sokół i tak grała 10 lat. Od maja 2019 roku przeniosła się do UKS Power Bad, prowadzonego przez Marlenę i Wojciecha Szkudlarczyków. Wykwalifikowanych trenerów, mistrzów świata. Tym samym dostała szansą na startowanie w ogólnopolskich zawodach . We wrześniu 2019 roku w Zakopanym odbyły się pierwsze Mistrzostwa Polski w para badmintonie. Kamila zdobyła tam pierwsze miejsce w singlu. W grze mieszanej – zajęła trzecie. Podobnie w turnieju rodzinnym, z córką Małgosią zdobyły trzecie miejsce.

Zobacz zdjęcie, a następnie czytaj tekst dalej:

Kamila Malak wygrała walkę z boreliozą. Mogę grać

Po tym turnieju dostała zaproszenie od Polskiego Związku Badmintona Osób Niepełnosprawnych z Warszawy na zawody do Hiszpanii. Jeżeli tam zdobędzie klasyfikację w swojej grupie, czyli SL4 (z niedowładem dolnych części ciała), dostanie propozycję wstąpienia do Reprezentacji Polski właśnie w tej klasie.

To dla mnie bardzo wiele znaczy. Choć wiąże się na przykład z poszukiwaniem sponsora, ponieważ Polski Związek pokrywa tylko część kosztów. Na wyjazd do Hiszpanii dostałam pięćset dolarów, resztę – siedem tysięcy muszę pokryć ze swojego budżetu. Przyjaciele bardzo się zaangażowali. Pani Małgorzata Kośmicka założyła na ten cel zbiórkę.

Z tego co się już udało zebrać można było pokryć część kosztów pobytu i wyżywienia. Ósmego marca Kamila wylatuje na turniej.

Marzenia…

– Przede wszystkim, żebym nie straciła do końca wzroku. Chciałabym rozwijać się w sporcie. Badminton to jest to, co kocham i chcę grać, póki mogę i dostać się do drużyny Reprezentacji Polski. Byłabym w niej jedyną reprezentantką z terenu Wielkopolski.

Przeczytaj również:

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama